"Show-biznes to pięć potężnych korporacji, ktore obsługują właściwie 90 parę procent całego rynku muzycznego" - mówi Zbigniew Hołdys. "Geniusz, który tworzy coś poza tymi korporacjami, właściwie nie bardzo ma szanse zaistnienia - i to jest show-biznes! Zostaje Internet, ale tam przeczytasz najpierw o tym, że Doda zjadła psa" - dodaje muzyk.

Reklama

"Ja nie chcę życia niewolnika" - przekonuje artysta w rozmowie z "Przekrojem". "Piosenka musi mieć tyle a tyle decybeli, stacje radiowe ją dewastują, bo używają swoich kompresorów dźwięku, a niszczą to, co ja zapisałem, bo nagrałem cicho, a u nich jest głośno" - wylicza Zbigniew Hołdys. "Jeszcze mi mówią, że piosenka nie może trwać dłużej niż 3:30, ponieważ nie wejdzie reklama" - podkreśla i przestrzega:

"Zaczynamy żyć pod dyktatem, w którym wysokość wystawy sklepowej mówi ci, jaka ma być długość spodni. A jeżeli chcesz spodnie 18-metrowe, takie, o które się zabijesz?!" - pyta artysta.

Zbigniew Hołdys przyznaje, że nie robi nic na pokaz. Nawet jego staranna stylizacja, nieodłączny kapelusz i farbowana broda, to nie dowód na chęć zaistnienia w show-biznesie. "Robię z tą mordą, co chcę: mam brodę taką, siaką, owaką, czasem jej nie farbuję, robi się jakaś siwa, jakaś biało-czarna, bawię się i nie wychodzę wtedy z domu" - opowiada "Przekrojowi". "Ja tak chodzę po mieszkaniu, moje psy mi się przyglądają ze zdumieniem, bo nie mogą się zorientować, czy to jestem ja" - dodaje.

Reklama

Przypomina też, że kiedyś bronił muzyków disco polo. Dlaczego? "Jeżeli komuś disco polo jest potrzebne, jeśli komuś potrzebny jest pijany grajek, który mu rozjaśni pięć minut życia, to ten grajek jest bezcenny" - przekonuje.

"Uwielbiam muzykę, uwielbiam sztukę w ogóle" - mówi Zbigniew Hołdys. "Ale nienawidzę show-biznesu" - podkreśla. "Show-biznes powinien zostać zaaresztowany i włożony do stalowego tankowca, zaspawany i zatopiony" - dodaje.