"Fakt" przypomina, że dwa tygodnie temu policja i pracownicy socjalni znaleźli niepełnosprawnego chłopca w ciemnym i zimnym mieszkaniu w centrum Poznania. Leżał sam w brudnej od fekaliów pościeli. Mundurowi byli przekonani, że nie żyje. Kiedy podeszli do łóżka, zamarli z przerażenia. Sylwester ostatkiem sił powoli otworzył oczy i popatrzył na nich. Na nic więcej nie miał siły.

Już wstępna diagnoza lekarzy wykazała, że chłopak od dłuższego czasu nie był karmiony - donosi "Fakt". Jego ciało skurczyło się do rozmiarów kilkuletniego dziecka. Sylwester miał przykurcze rąk i nóg. Ważył zaledwie 20 kilogramów. A co robiła w tym czasie matka tego niepełnosprawnego chłopaka? Policja szybko ustaliła, że gdy konał w męczarniach, Barbara D. wraz ze swoim konkubentem spędzała czas przy butelce wódki.

Sylwester był najstarszym synem Barbary D. Kobieta ma jeszcze dwoje dzieci: 12-letniego Patryka i 10-letniego Wojtka. Wszyscy mieszkali w jednej z poznańskich kamienic. Barbara utrzymywała się z zasiłków. Ale większość pieniędzy wydawała na alkohol. Gdy na skutek zaległości w rachunkach wyłączono w jej mieszkaniu prąd, gaz i ogrzewanie, wyprowadziła się do domku na terenie ogródków działkowych. W ciemnym i zimnym mieszkaniu pozostawiła cierpiącego na porażenie mózgowe Sylwestra. Nie przejmowała się, że jej dziecko nie będzie miało co włożyć do ust. Nic nie robiła sobie z tego, że Sylwester potrzebuje stałej opieki, bo nie jest w stanie nawet sam pójść do toalety.

Los Sylwestra spędzał jednak sen z powiek jego dwóm młodszym braciom. To właśnie Patryk i Wojtek sprowadzili do niego pomoc. Opowiedzieli w szkole, że ich brat umiera z głodu. "Zaniepokoiłam się i zawiadomiłam Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie" - tłumaczy "Faktowi" szkolny pedagog Elżbieta Hamerska.

Wkrótce w kamienicy, gdzie zameldowana była Barbara D., pojawiła się pracownica opieki społecznej. "Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. Chłopak miał zapadniętą twarz. Leżał we własnych odchodach. Lekarze z pogotowia bali się go podnieść, żeby nie zrobić mu krzywdy" - drżącym głosem wspomina Agnieszka Klijewska z MOPR-u. Sylwester natychmiast trafił do szpitala wojskowego w Poznaniu. Tam pod baczną opieką lekarzy miał nabierać sił.

"Trafił do nas w bardzo ciężkim stanie. To była sama skóra i kości. Był skrajnie niedożywiony. Pracuję już 35 lat, przyjmowałem wiele przypadków, ale takiej makabry nigdy nie widziałem" - ocenia lekarz Ryszard Stankiewicz, dyrektor szpitala. Mimo że lekarze walczyli o życie Sylwestra, jego organizm był zbyt słaby. W sobotę chłopak zmarł. Przy jego łóżku nie było matki.

Sprawą tej makabrycznej śmierci ponownie zajęła się prokuratura, która już wcześniej Barbarze D. postawiła zarzut narażenia na utratę zdrowia swojego dziecka. Za to groziło jej do dwóch lat więzienia.

"Jeśli jednak okaże się, że istnieje związek pomiędzy jego śmiercią a warunkami, w jakich żył, to jego matce zostaną postawione inne zarzuty, nawet o doprowadzenie do śmierci własnego dziecka" - wyjaśnia Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. A wtedy kobieta może trafić za kraty na 12 lat - donosi "Fakt".













Reklama