Zdradził go zegarek i wystający z rękawa drucik. Chłopak skończył test przed czasem i zgłosił to egzaminatorowi, który zatwierdził wszystkie odpowiedzi. Ale instruktor coś podejrzewał, złapał chłopaka za rękę i zapytał o zegarek. W tym momencie z rękawa wysunęły się jakieś druciki… Po zdającego przyjechała policję.
>>>Zobacz zegarek dla superagenta
Zatrzymany mężczyzna szybko wszystko wyśpiewał. Tak bardzo chciał zdać egzamin, że pojechał szukać pomocy do Warszawy. Tam odnalazł mężczyznę, który obiecał pomoc z zdaniu testów i stuprocentową skuteczność.
Przed egzaminem warszawiak i towarzysząca mu kobieta spotkali się z 18-latkiem niedaleko Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Płocku. W samochodzie "uzbroili" chłopaka jak szpiega wywiadu: dali mu zegarek z kamerą, słuchawki bezprzewodowe, nadajnik - wszystko połączone kabelkami i drucikami schowanymi pod ubraniem.
Wyposażony jak agent pewnie wszedł na salę egzaminacyjną i zasiadł przed komputerem. Maleńkie oko kamery kierował na monitor z pytaniami. Obraz szedł do warszawiaków, którzy błyskawicznie wprost do uzbrojonego w słuchawkę ucha podawali tajny komunikat: wybierz B, zaznacz C…
W komendzie mężczyzna zaprezentował swój rynsztunek. Kiedy zdjął bluzę, okazało się, że kabelkami jest oplątany jak mucha, która wpadła do pajęczej sieci.
Policji nie udało się zatrzymać pomysłowej pary z Warszawy. Zapewne dzięki zamocowanemu na zdającym nadajnikowi usłyszeli, że został zdekonspirowany i szybko uciekli.
>>>Przeczytaj o propozycji prawa jazdy od 21 roku życia
Za podstępne wprowadzenie w błąd funkcjonariusza publicznego i usiłowanie wyłudzenia poświadczenia nieprawdy 18-latek może na trzy lata trafić do więzienia. To na początek, bo jeśli specjaliści orzekną, że znaleziony przy nim sprzęt wymagane jest zezwolenie, odpowie też za użytkowanie nielegalnych urządzeń nadawczo-odbiorczych.