Pił, próbował się wieszać, odcinał sobie palec, żeby wyłudzić odszkodowanie, oszukiwał, mówiąc, że żona jest w ciąży. Ten na pozór spokojny człowiek był potworem - taki obraz męża-dzieciobójcy przestawia na łamach "Faktu" Iwona Ch. i jej rodzina.
Jak twierdzi kobieta, ostatnie lata jej małżeństwa były wypełnione upokorzeniem i strachem przed człowiekiem, który nie panował nad sobą i był zazdrosnym egoistą. A przed sąsiadami, teściami i najbliższą rodziną przez lata odgrywał przekonująco rolę kochającego męża i ojca.
"Ten człowiek nie zasługuje na to, żeby leżeć w poświęconej ziemi. Nie zasługuje na to, żeby być ojcem moich dzieci. A Kamilek, Pawełek i Jakub nie zasłużyli sobie na taki los" - mówi ich matka. "Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę jeszcze do normalnego życia, nie wiem, czy będę potrafiła" - dodaje. Zaprzecza też, by była w ciąży, jak przed śmiercią opowiadał swojemu pracodawcy jej mąż.
Więcej o zabójcy mówi brat Iwony Ch., Bogdan Górnik. "Wszystkie zabiegi szwagra tuż przez zbrodnią były starannie zaplanowane tak, żeby sprawić mojej siostrze jak największy ból. To była z rozmysłem przygotowana zbrodnia. Nawet teraz morderca mści się zza grobu na mojej siostrze" - uważa Górnik.
Jak twierdzi, jego szwagier był człowiekiem dwulicowym, pijakiem, który trwonił pieniądze i kłamcą oczerniającym żonę. Miłość do niej i do dzieci były tylko na pokaz.
"Na rzekomą ciążę żony nabrał już poprzedniego szefa" - twierdzi brat Iwony Ch. "Scenariusz był zawsze ten sam: przychodził i mówił, że potrzebuje pieniędzy na zabieg dla żony, bo nie stać ich na następne dziecko i z reguły pieniądze dostawał."
Bożena, matka Iwony Ch., dodaje, że morderca jej wnuków miał jeszcze jedną historyjkę, dzięki której wyłudzał od ludzi pieniądze. "Opowiadał, że zbiera na leczenie rzekomej choroby serca dziecka. Dzieci nigdy na serce nie chorowały, ale kto nie pomoże kochającemu ojcu w potrzebie?" - mówi kobieta.
Rodzina twierdzi, że nigdy jednak tych pieniędzy nie widziała. "Był pracowity, to prawda, potrafił zarobić, brał fuchy, ale do domu zawsze przynosił tylko po 800-900 zł" - mówi szwagier mordercy.
Bogdan Ch. przestał pić podobno dopiero przed czterema laty, kiedy jego żona po raz kolejny zagroziła odejściem. Krewni Iwony Ch. wspominają, że usiłował się powiesić w piwnicy. "Miał tak pokręcony umysł, że potrafił dla odszkodowania obciąć sobie palec" - dodają.