"Treningi" Krzysztofa L. zostawiły trwały ślad w psychice młodych siatkarek. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", jedną 14-latkę trener obmacywał, drugą całował, obiecując, że zostawi dla niej żonę. Mordercze przygotowania do zawodów i występy jedna z siatkarek przypłaciła urazem kręgosłupa.

Reklama

Pół roku temu koszmar dziewczyn się skończył, bo trenera wyprowadzono w kajdankach z treningu. Ale siatkarki dalej są zawodniczkami klubu, w którym przeżyły koszmar. A to dlatego, że prezes klubu nie chce im oddać kart zawodniczych. Od rodziców żąda po 1200 złotych. "Jak ta kobieta śmie żądać od nas pieniędzy?" - pyta w "Gazecie Wyborczej" matka jednej ze skrzywdzonych dziewczyn.

"Dla mnie to zawodniczki" - odpowiada prezes Krystyna Kaczmarek. Jej żądania są zgodne z prawem. Klub może wycenić koszty szkolenia młodej zawodniczki nawet na dwa tysiące złotych. Prezes żąda mniej. Rodzice są jednak oburzeni.

"Nogi się pode mną ugięły, gdy usłyszałam, że musimy zapłacić 1200 zł za każdą kartę. To ma być zwrot za kilkuletnie szkolenie naszych dziewczyn przez trenera i klub. Mamy płacić za lata upokorzeń naszych dzieci!" - mówi gazecie matka jednej z dziewczyn.