Na jedną taksówkę w stolicy przypada 308 mieszkańców. Od 2002 roku, kiedy wprowadzono limitowanie licencji dla taksówkarzy, stołeczny samorząd tylko raz podniósł tę liczbę z 8100 do 8440. Nie oznacza jednak, że w każdej chwili na ulicach jest aż tyle taksówek. Kierowcy pracują na zmianę. "Trzeba to nadrobić i dlatego w tym roku podniesiemy pulę licencji o kolejnych 500 zezwoleń" - mówi Tomasz Andryszczyk, rzecznik ratusza.
Niestety, ta liczba w żaden sposób nie wpłynie na poprawę jakości usług. A co najważniejsze, nie wyeliminuje z rynku tzw. przewozu osób. Jest to o tyle ważne, że tacy kierowcy wożący warszawiaków na podstawie ustawy o działalności gospodarczej nie podlegają uchwale miasta chociażby o maksymalnej stawce. To oznacza, że mogą zażądać od pasażera dowolnej kwoty za przejechany kilometr. Jeżeli trafimy na kierowcę oszusta, a tacy niestety się zdarzają, to miasto nie przyjmie na niego skargi, bo nie ma prawa ingerować w jego firmę. Pasażerowi pozostaje szukanie sprawiedliwości w sądzie, do którego może wystąpić z powództwa cywilnego.
"Tych pięćset licencji to kropla w morzu potrzeb" - mówi Ryszard Duda, dyrektor rozwoju Sawa Taxi. "Znam wiele osób prowadzących przewóz, które od lat starają się bezskutecznie o licencję. Najlepszym rozwiązaniem byłoby całkowicie uwolnić rynek" - dodaje Duda. Takiego samego zdania jest dr Elżbieta Wiśniewska, prezes MPT.
W ograniczeniu pozwoleń na prowadzenie taksówek sensu nie widzą również ekonomiści z Centrum im. Adama Smitha. "Taksówkarz powinien mieć specjalne uprawnienia, bo musi znać chociażby topografię miasta. Jednak nie rozumiem ograniczeń. Przecież nielimitowana liczba taksówek to gwarancja najniższych cen" - mówi Robert Gwiazdowski.
Jednym z miast, które mimo limitów zbudowało wolny rynek, jest Kraków. Tam wydział transportu co roku koryguje liczbę licencji tak, aby było ich więcej niż osób chcących je zdobyć. "W ten sposób mamy wolny rynek i zdrową konkurencję. To się przekłada na jakość usług i ceny" - tłumaczy Wiesław Szanduła, kierownik biura do spraw transportu licencjonowanego w Krakowie.
W Warszawie nie ma na to szans. "Chcieliśmy, by liczba licencji była większa, jednak związki zawodowe się nie zgadzają" - tłumaczy Andryszczyk. "Może w przyszłym roku uda się zwiększyć liczbę licencji o tysiąc" - obiecuje Andryszczyk. "Jeżeli taksówek będzie za dużo, to czeka nas klepanie biedy" - mówi zdenerwowany Maciej Rogoziński, przewodniczący Związku Zawodowego Taksówkarzy. A jeden z jego kolegów po fachu z Powiśla dodaje. "Lepiej niech miasto zajmie się drogami, a nie psuciem naszego biznesu. To skandal, że chce wydać w tym roku więcej pozwoleń, przecież jest kryzys, ludzie będą mniej jeździć" - mówi.
Tylko z tym ostatnim zgadzają się przedstawiciele korporacji. "Już teraz obserwujemy spadek popytu na nasze usługi, a może być jeszcze gorzej" - mówi Duda z Sawy. "Ale jeśli będzie wolny rynek, on sam zweryfikuje to, czy będzie miejsce dla nowych taksówkarzy. Dla mieszkańców lepiej, żeby było ich więcej niż mniej" - dodaje Duda.