Podczas ostatniej sesji Rady Warszawy Jarosław Jóźwiak, zastępca dyrektora gabinetu prezydenta, ogłosił wielki pakiet oszczędnościowy ratusza. Miasto miało oszczędzać na zakupach materiałów biurowych i delegacjach zagranicznych. Padła też obietnica, że w tym roku miasto nie kupi ani jednego nowego samochodu dla urzędników.

Reklama

>>>Zobacz, ile płacisz za rozrzutność państwa

Miasto nie kupi, ale miejska spółka, jaką jest Zarząd PKiN, chce iść z motoryzacyjnym duchem czasu. Dlatego członkom zarządu zamarzył się srebrzysty, metalizowany hatchback z sześciobiegową skrzynią i 150-konnym silnikiem. Skromne to autko ma być ponadto wyposażone w chromowane wewnętrzne klamki, przedni i tylny czujnik parkowania, alarm z czujnikiem przechyłu, a także systemy: ABS, ASR, MSR, EBV I ACS. Dysze spryskiwaczy mają być podgrzewane, za to schowek - schładzany klimatyzacją.

"To trochę niefortunny czas na takie wydatki. Powinno się najpierw gruntownie przemyśleć takie zakupy" - skomentował to wyraźnie zmieszany Marcin Ochmański, rzecznik prasowy urzędu miasta. "Będziemy apelować do naszych spółek zależnych, by ograniczyły się z takimi inwestycjami. Urząd miasta pokazał, że zaczyna od siebie, dał dobry przykład. Liczymy, że inni pójdą w nasze ślady" - dodaje Ochmański. Przetargi na samochody dla miejskich urzędników zawsze wywołują emocje.

Ale trudno się dziwić: zwykle w specyfikacjach zamówień można znaleźć prawdziwe perełki. Gdy w listopadzie 2008 r. rozstrzygano przetarg na limuzynę dla prezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania, miała ona posiadać m.in.: lakier w kolorze czarnym perłowym, klimatyzowany schowek, wielofunkcyjną skórzaną kierownicę z obsługą radioodtwarzacza orazsystem wspomagania ruszania pod wzniesienia, niezbędny w górzystym terenie Warszawy i Mazowsza.