Sławomir B. w jednej celi ze swoją ofiarą siedział osiem lat temu. Jednak zastraszony mężczyzna przez wiele lat nie chciał mówić o tym, co go spotkało w areszcie śledczym. Kiedy w końcu odważył się złożyć zeznania przeciwko swojemu katowi, śledczy nie mogli ustalić miejsca pobytu dwóch ważnych świadków, którzy o gwałtach i poniżaniu słyszeli od pokrzywdzonego i oskarżonego.
Dopiero gdy ich namierzono i przesłuchano w 2008 roku, Sławomir B. stanął przed sądem. Nie przyznał się do winy.
"Pokrzywdzony kłamie, bo nie miał żadnych obrażeń świadczących o tym, że go wykorzystałem" - bronił się Sławomir B. Sąd jednak nie miał wątpliwości co do winy mężczyzny, w przeszłości skazanego już za przestępstwa seksualne, za które również trafiał do więzienia.