Barbara Sowa: W rankingu wyprzedza pan Kamila Durczoka, Hannę Lis czy Andrzeja Turskiego. Czym pan widzów tak omotał?
Maciej Orłoś*: Sprawa jest prosta, mam to szczęście prowadzić ten sam program od 18 lat i widzowie zdążyli się do mnie przyzwyczaić. "Teleexpress" jest bardzo popularnym programem, ma stała porę emisji. To wszystko pracuje także na mnie. Poza tym jego formuła pozwala na więcej uśmiechu, pozwala skomentować pewne sprawy z przymrużeniem oka.
Kamil Durczok też sobie pozwala na żarty w studio, np. komentując słynne nagranie, w którym sztorcuje swojego podwładnego. A jednak w najnowszym rankingu to pan wygrał.
W "Teleexpressie" przymrużenie oka i dowcipny komentarz to stały element programu. Myślę, że duży wpływ na wyniki tego rankingu ma fakt, że ja nie drażnię widzów, nie robię min.
TVP chyba jednak pana specjalnie nie rozpieszcza. Oprócz "Teleexpressu" prowadzi pan tylko jeden program. Władze telewizji nie potrafią docenić swoich gwiazd?
Porusza pani bardzo rozległy i wielowątkowy temat... I nie wiem, czy chciałbym się w tej kwestii wypowiadać. Faktem jest jednak, że jeśli chodzi o docenianie gwiazd, to daleko jest do ideału. Ta firma nie ma porządnego szefa, brakuje decyzyjności, bo władze zmieniają się jak w kalejdoskopie. Co z tego, że jeden zarząd coś zatwierdzi, skoro za chwilę pojawia się kolejny i projekt upada.
Tak było chyba z programem rozrywkowym "Have I got news for you", który miał pan prowadzić.
To prawda. Ale ja nie mogę narzekać. Poza tym pracuję nad nowym projektem, żeby w przyszłości mieć "drugą nogę" oprócz "Teleexpressu".
*Maciej Orłoś prowadzi "Teleexpress" w TVP 1