Feralnej nocy polski kierowca wracał do Leicester, w środkowej Anglii. Kilka miesięcy temu do Polski wróciła jego 22-letnia żona z dwójką dzieci. Od tego czasu mieszkał na Wyspach sam. Razem z kilkorgiem znajomych wynajmował w Leicester dom.

Reklama

>>>Polak zabił pięć osób. Jechał pod prąd

"Wiem, że miał ostatnio trochę problemów ze współlokatorami. One spędzały mu sen z powiek. Miał coś w tej sprawie załatwić w lokalnym urzędzie. Może dlatego nie był wystarczająco skoncentrowany na jeździe" - mówi dziennikowi "Mirror" Sylwia, koleżanka Polaka.

W wyniku sobotniej kolizji pięć osób zginęło na miejscu. Pasażerowie Jaguara, w który uderzyło auto Polaka, to czteroosobowa hinduska rodzina z Londynu - mama, dwoje dorosłych dzieci i wujek. Wracali ze spotkania rodzinnego w środkowej Anglii. Jak donosi brytyjski dziennik, brat i siostra mieli na ten rok zaplanowane wesela.

Reklama

"Zginęło kilkoro cudownych ludzi. Jedyne, co na razie czujemy, to złość" - mówili mediom członkowie rodziny z Londynu.

Brytyjskiej policji wciąż nie udało się ustalić, dlaczego feralnego dnia Polak jechał pod prąd. "Być może zmyliły go znaki o pobliskich robotach drogowych, albo źle się poczuł" - spekuluje inspektor Colin Bonnor z lokalnego wydziału policji drogowej.

Policja wciąż apeluje do świadków zdarzenia o pomoc w śledztwie. "To jeden z najtragiczniejszych wypadków, jakie widziałem w ciągu trzydziestu lat pracy. Nic nie można było zrobić" - wspomina kolizję jeden z sanitariuszy. "Odłamki z wraków samochodów można było znaleźć kilkanaście metrów od miejsca zderzenia" - dodaje.