Za 7,5 tysiąca złotych i 1,5 tysiąca euro można spędzić dwa tygodnie w Afganistanie. Jednak oprócz miejsc zabytkowych i kulturowych trzeba liczyć się z widokiem budynków i miejscowości zniszczonych wieloletnią wojną.
Ale to nie wszystko. Z takiej wycieczki, jak ostrzega Ministerstwo Spraw Zagranicznych, można nie wrócić. "Zdecydowanie ostrzegamy i odradzamy takie wyjazdy, bo mogą być bardzo niebezpieczne. Jest to obszar szczególnie zagrożony atakami terrorystycznymi i kryminalnymi" - mówi rzecznik ministerstwa Piotr Paszkowski. Dodatkowo na terenie mogą znajdować się liczne miny i niewypały. MSZ wydał specjalne ostrzeżenie w tej sprawie.
>>>Żądają 700 tys. dolarów za ciało Polaka
Sprawdziliśmy trasę wycieczki. Zaczyna się w Kabulu, gdzie małe zamachy to niemal codzienność. Większe też zdarzają się często. Terroryści polują głównie na lokalnych polityków, ale zależy im też na śmierci cudzoziemców i mundurowych. W 2007 roku zamachowiec-samobójca wysadził się w powietrze w pobliżu budynku parlamentu - zginęli wówczas cywile i policjanci. W 2008 eksplozje niedaleko ambasady USA też zabiły kilka osób.
>>>Więcej Polaków jedzie na afgańską wojnę
Nieciekawie jest również w Harat, gdzie kończy się wyprawa. Tutaj w tym roku doszło już do kilku zamachów. W najgłośniejszym pięciu afgańskich terrorystów wysadziło się jednocześnie na ulicy. Turyści będą wylatywać z lotniska, które również kilkanaście miesięcy wcześniej atakowali afgańscy samobójcy.
Wycieczka śladami Bin Ladena to nie lada atrakcja, ale dla ludzi o mocnych nerwach. Oprócz zamachów, w których w ubiegłym roku zginęło trzy tysiące osób, zdarzają się tutaj bowiem również porwania.
Co mówi organizator wycieczki, gdy słyszy, że to niebezpieczna podróż? Nie wypiera się tego, a nawet reklamuje się hasłem: "Tylko dla poszukiwaczy guza i przygody".