Czesława Łaszczewska siedzi na bezrobociu od pół roku. Wymyśliła więc, że wynajmie lokal w pobliskiej wsi i otworzy własny spożywczak. Tym bardziej, że Urzędzie Pracy powiedziano jej, że może dostać dotację na zakup wyposażenia i towaru.
Napisała biznesplan i przeszła wszystkie procedury. 18 marca podpisała umowę z Powiatowym Urzędem Pracy i dostała blisko 15 tys. zł. Teraz musiała tylko założyć firmę i załatwić wszystkie formalności. Ma czas do 10 maja. Inaczej będzie musiała oddać pieniądze.
>>>Sanepid zabezpiecza lotnisko... makulaturą
Teraz brakuje jej tylko jednego dokumentu: zgody sanepidu na otwarcie sklepu. I okazało się, że na tym cały jej plan wyjścia z bezrobocia może polec w gruzach. A wszystko przez świńską grypę. "W sanepidzie pani stwierdziła, że coś jest nie tak, ale ona nie mi teraz czasu tłumaczyć, bo mają zamieszanie ze świńską grypą. Kazała przyjść 4 maja i od razu zaznaczyła, że badania wody zrobią najwcześniej 12 maja. Tłumaczyłam, że przepadną mi pieniądze. A ona na to, że świńska grypa i kropka! Matko! Z biznesplanem dałam radę, a pokona mnie świński wirus!" - mówi zrozpaczona Łaszczewska.
Dyrektor stargardzkiego sanepidu nie wierzy, że jego pracownicy tak potraktowali bezrobotną. Obiecał jednak, że jego pracownicy staną na głowie, żeby Łaszczewska zdążyła przed terminem.