Z tej podstępnej maszyny maszyna korzystał szef firmy zajmującej się wyburzaniem domów. Jego pracownicy nawet nie zapisywali adresów nieruchomości przeznaczonych do zburzenia, tylkoprzesyłali sobie namiary na budynki bezpośrednio do urządzeń GPS. Jeśli lokalizacja wskazana przez GPS zgadzała się z zawartym w zleceniu opisem domu, odpalali buldożery i z budynku zostawała tylko kupa gruzu...

Reklama

Tyle tylko, że kilka dni temu GPS sfiksował, co odczuł na własnej skórze, a raczej na własnym domu niejaki Al Byrd z amerykańskiego miasteczka Carroll County. Okazało się, że jego dom, w którym wychował się wraz z dziewiątką rodzeństwa, został przypadkowo zniszczony przez firmę specjalizującą się w wyburzeniach. Jej pracownicy dostali namiary GPS, przyjechali na wskazane miejsce, obejrzeli dom i niewiele myśląc zrównali go z ziemią. Nikt nawet nie próbował skontaktować się z właścicielem domu.

Byrd jest oburzony i zamierza domagać się solidnego odszkodowania, bo nie zamierzał stracić domu. A firma wyburzeniowa? Twierdzi, że w jej papierach wszystko się zgadza...