44-letni Djanogly z Partii Konserwatywenj wszedł do parlamentu z okręgu, w którym kiedyś wygrywał premier John Major. Przez osiem lat powoli piął się po szczeblach politycznej kariery, w końcu został członkiem gabinetu cieni. Kiedy niedawno wybuchł skandal w sprawie wyłudzeń posłów brytyjskiego parlamentu, nic nie wskazywało, że uderzy ona także w Djanogly'ego. Do czasu.

Reklama

Mechanizm angielskiego przekrętu w Parlamencie był prosty. Zgodnie z brytyjskim prawem, wszystkim posłom spoza Londynu przysługuje zwrot kosztów utrzymywania drugiego domu - w stolicy lub w swoim okręgu wyborczym. Ale sprytni deputowani wykorzystali system. Najsprytniejsi robili remonty w zapuszczonych domach na koszt podatników, a potem sprzedawali je za wyższą cenę.

>>>Brytyjski skandal wymiecie posłów z Parlamentu

Djagnoly działał na mniejszą skalę. Ten milioner odebrał z budżetu 25 tysięcy funtów. Miał być to zwrot za kilka lat sprzątania domu i prac ogrodniczych w jego rezydencji oddalonej od Londynu o 100 kilometrów.

Ale "Daily Telegraph" wgłębił się w jego wydatki. Okazało się, że w rezydencji od listopada 2007 roku do października 2008 roku miała sprzątać polska studentka. Tymczasem dziewczyna przez cały ten czas mieszkała w Londynie. Djanogly znalazł ją w dodatku przez stronę internetową, gdzie ogłaszają się opiekunki do dzieci. A za takie wydatki zwrot nie przysługuje.

Media uznały więc, że Polka opiekowała się dziećmi posła, a ten zwracał sobie jej pensję z budżetu. Na Djanogly'ego od razu posypały się gromy. John Major nazwał jego zachowanie "niewłaściwym i chciwym".

Ten broni się twierdząc, że dziewczyna tylko u niego sprzątała. Co innego mówią sąsiedzi rezydencji posła. Polki w życiu tam nie widzieli. Djanogly, mimo że do winy przyznać się nie zamierza, postanowił oddać pieniądze. Czy uratuje to jego polityczną karierę, tego nie wiadomo.