Barbara Ligocka-Staszczyk i Joanna Borysiewicz twierdzą, że ich mężowie mówili im przez telefon po akcji, że rozkaz wyszedł od szefa grupy bojowej, w której służyli. "A był nim amerykański pułkownik" - mówiły w programie "Teraz my".
Kobiety kilkakrotnie pytały otwarcie Aleksandra Szczygłę, kto dowodził oddziałem ich mężów. Ale były minister obrony zbywał te pytania milczeniem albo mówił dalej na inny temat, nie zauważając pytania.
W końcu nie wytrzymał i powiedział: "Właścicielem tego postępowania jest prokuratura wojskowa, a to są sprawy objęte klauzulą tajności".
Żony dwóch polskich żołnierzy podejrzewanych o popełnienie zbrodni wojennej apelowały do matek i żon innych wojskowych, żeby nie puszczały swoich mężów i synów na zagraniczne misje wojskowe. "Wtedy nie narażą się na to, co spotkało naszych mężów" - tłumaczyły.
"Nie spoczniemy w obronie naszych mężów" - podkreślały. "Bo służyli Polsce, a Polska ich..." - nie dokończyła jedna z kobiet, dramatycznie zawieszając głos.
"Na pewno nie strzelali świadomie, mają rodziny, dzieci, to są doświadczeni żołnierze, nie uwierzę, że umyślnie spowodowali taką tragedię" - mówiła jedna z nich.
Ich mężowie opowiadali im o wszystkim przez telefon, jeszcze przed powrotem z Afganistanu."Nie mogli milczeć, bo stała się tragedia. To ich sumienia nie pozwalały im milczeć. Kiedy o tym opowiadali, głos drżał im tak, jaknam w tej chwili" - opowiadały kobiety.
"Działali na rozkaz" - podkreślała Barbara Ligocka-Staszczyk.
Obecny z studiu TVN były minister obrony Aleksander Szczygło cały czas podkreślał, że śledztwo się toczy, jest tajne i nie zapadł jeszcze żaden wyrok. Ale to nie uspokoiło kobiet. Wiele razy atakowały byłego ministra.
"Dlaczego wysłał pan naszych mężów na misję stabilizacyjną, a trafili na wojnę?" - pytały. "To nieprawda, od samego początku mówiłem, że to jest misja bojowa" - odpowiadał szef resortu obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
"Obawiałem się jako minister obrony witać naszych żołnierzy wracających do Polski w trumnach. Nigdy jednak nie przewidziałem, że będę miał do czynienia z taką sytuacją" - przyznał Aleksander Szczygło.