Zaczęło się zwyczajnie. Na policję w Nowogardzie (zachodniopomorskie) zadzwonił właściciel miejscowej stolarni i poinformował o włamaniu i kradzieży auta. Okazało się, że samochód ukradł pracownik stolarni. Jak zeznał potem policjantom, powodem kradzieży była miłość. "Musiałem jakoś dojechać do dziewczyny, która mieszka kilka kilometrów od Nowogardu" - mówił z rozbrajającą szczerością.
Kradzież była prosta, bo Andrzej K. pracował jako stróż w stolarni. Postanowił więc, że zabierze auto na kilka godzin, a potem naprawi szkody i odstawi je na miejsce. Jak pomyślał, tak zrobił. Jednak miał pecha, bo właściciel przyjechał do stolarni w nocy. Zdenerwowany od razu zadzwonił do stróża, który przyznał się do kradzieży.
Kiedy policjanci zajechali pod dom ukochanej mężczyzny, zastali go zupełnie pijanego. "Musiałem wypić kilka piw i pół litra wódki, bo ona powiedziała, że nie chce już ze mną być" - oświadczył.
Po wytrzeźwieniu Andrzej K. usłyszał zarzut włamania do stolarni i kradzieży samochodu. Może trafić do więzienia nawet na 10 lat.