Zbigniew Wassermann postawił przed sądem 75-letnią emerytkę za to, że w liście do Telewizji Polskiej nazwała go oszustem - nie zapłacił bowiem fachowcom za pracę przy budowie jego willi. Minister twierdzi, że nie zapłacił, bo, jego zdaniem, robotnicy źle zrobili dach, źle zamontowali instalację elektryczną i na dodatek zniszczyli przewody telefoniczne.
Ale to pestka! Według Wassermanna, fachowcy źle podłączyli wannę z hydromasażem. Mogło to się skończyć porażeniem prądem i śmiercią w kąpieli. Minister oskarżył robotników o próbę pozbawienia życia. Będą odpowiadać przed sądem za nieumyślny zamach na życie rodziny Wassermannów.
Przed rozprawą mnister powiedział, że ta sprawa to farsa i jest idealna do rozgrywki politycznej. Boi się nawet, że coś mu grozi. Co jak co, ale szef służb specjalnych ma środki, by zapobiec wszelkim zagrożeniom. Przyznał nawet, że jest pod ochroną BOR-u.
Rozprawa toczy się za zamkniętymi drzwiami.
"Pan Wassermann nie rozumie, że jest osobą zaufania publicznego. Mogę mieć uwagi do postępowania ministra!" - żali się emerytka Wanda Gąsior, oskarżona przez Zbigniewa Wassermanna. Jest jednak pewna, że wygra proces. "Zrobię wszystko, by niegodziwość nie miała miejsca" - odpowiedział na to minister. Dzisiejsza rozprawa trwała cztery godziny.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama