Komandosi działają w czteroosobowych grupach. Jedna z głównych zasad panujących w jednostce brzmi jednak: radź sobie sam. Operator jest jak maszyna. Niezwykle sprawna, odporna na ból, stres i zmęczenie. Tyle że myśli. Zdolna walczyć w każdych warunkach. Równie zręcznie jak pistoletami i karabinkami posługuje się nożem, saperką i łopatą. Potrafi zadźgać ołówkiem, podciąć gardło kartą kredytową. Ale i nastawiać złamane kości, i zszywać rany. Dlatego m.in. gromowcy jeżdżą w karetkach pogotowia, gdzie uczą się udzielać pierwszej pomocy.

Do GROM-u trafia elita. Żołnierz musi być zrównoważony emocjonalnie, cierpliwy, odporny na stres. Najlepszy materiał na komandosa to mężczyzna między 30. a 40. rokiem życia, żonaty i z dziećmi. Psycholodzy mówią, że taki jest odpowiedzialny i stateczny. Tu niepotrzebni są narwańcy. Powinni za to znać dwa języki i mieć dyplom wyższej uczelni. Wcześniej muszą służyć w wojsku. O ich umiejętnościach krążą legendy. Niewiele w nich przesady. Żaden nie wygląda jak Rambo czy Terminator. Mimo to każdy z odległości 800 m za pierwszym razem trafia w cel. W ciemnościach, tylko przy użyciu noktowizora, z 200 m - w punkt wielkości oka. Dokładnie wie, gdzie celować. Gdy przeciwnik trzyma w ręce broń, gromowiec strzela w splot barkowy. Ręka się otwiera i broń wypada. Jeśli wróg ma granat - celuje w rdzeń kręgowy. Śmierć następuje natychmiast. Dlatego m.in. mówi się o nich - specjaliści od unicestwiania.

Niewielu spełnia te wymagania. Podczas selekcji do jednostki z 40 chętnych przechodzi jeden. Trening jest tak intensywny, że dziennie komandos spala 12 tys. kalorii, podczas gdy górnik zaledwie - 4 tys. Nawet jeśli uda się przejść selekcję, nie oznacza to, że kandydat od razu trafi do jednostki. Musi czekać, aż zwolni się miejsce. Nawet kilka lat.

Większość informacji dotyczących jednostki jest utajniona. Ile osób w niej służy, jakie są prawdziwe dane personalne żołnierzy (mają zmienione dokumenty) - wie zaledwie kilka osób w kraju.