Dość tego! - pomyślał Mieczysław Pilarczyk, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Opieki Długoterminowej i Hospicyjnej w Sieradzu. Co go tak zdenerwowało? Niesolidność niektórych etatowych pracowników placówki. Żeby zapobiec wagarom, dyrektor wprowadził książki, w których zapisywane są godziny wyjścia ze szpitala. W innej sieradzkiej placówce, za wychodzenie w czasie pracy w sprawach prywatnych, obniżana jest pensja!

Jak pisze "Dziennik Łódzki", z wprowadzonych kar zadowoleni są pacjenci i... pielęgniarki. Lekarze narzekają tylko prywatnie, bo na oficjalną krytykę nie starcza im odwagi cywilnej. "Kara musi być dotkliwa, bo w przeciwnym wypadku nie skutkuje" - tłumaczy Mieczysław Pilarczyk.