Żeby trafić do GROM-u trzeba wykazać się nie tylko sprawnością fizyczną i mocną psychiką. Potrzebny jest też spryt.
Najpierw trzeba wiedzieć dokąd, do kogo i w jakiej formie wysłać podanie z prośbą o przejście sprawdzianu. Potem, jeśli agenci wywiadu uznają, że kandydat "rokuje", trzeba przejść podstawowy test w jednostce 2503 GROM. To pestka, trzeba tylko osiągnąć wyniki olimpijczyka w bieganiu, strzelaniu i walce wręcz.
Wtedy kandydat dostaje wezwanie na prawdziwy sprawdzian. Problem w tym, że nie ma daty, a tylko miejscowość - np. Ustrzyki Górne. Nikogo nie interesuje, w jaki sposób kandydaci dowiedzą się o dokładnym miejscu i czasie zbiórki. A spóźnienie o minutę oznacza koniec marzeń o GROM-ie.
Sprawdzian to tygodniowy marsz, po 10 godzin dziennie, bez snu, z minimalnymi racjami żywnościowymi. Częste zadania specjalne: wdrap się, przepłyń, przeskocz, przeczołgaj się, zanurkuj - wyłuskują prawdziwych mężczyzn spośród masy mięśniaków. Lęk wysokości czy klaustrofobia nie eliminują - eliminuje brak umiejętności radzenia sobie z nimi.
Etap końcowy to wyścig. W określonym czasie należy osiągnąć pewien punkt na mapie. Może to być np. studnia, którą trzeba dotknąć, żeby zaliczyć test. Tyle że instruktorzy robią wszysto, aby tam nikt nie dotarł. W tej części egzaminu nie obowiązują już żadne zasady. Do mety docierają tylko najlepsi.
Mordercze testy sprawiają, że GROM zasilają od dwóch lat tylko żołnierze zawodowi. Także kobiety, choć najczęściej są to mistrzynie sportów walk.
Morderczą selekcję przechodzą dwie osoby na 100. W ciągu tygodniowego marszu po Bieszczadach tracą 15 kg! Nie śpią, nie jedzą, są na granicy wyczerpania fizycznego. Ale tylko tą drogą można dostać się do słynnej antyterrorystycznej jednostki GROM. Selekcja właśnie ruszyła!
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama