Lech Kaczyński nie przyjechał do Kielc z powodu choroby. Jednak, żeby podkreślić swój ogromny szacunek i pamięć dla ofiar pogromu, napisał poruszający list. "Chcę jasno i dobitnie powiedzieć: to, co się przed 60 laty wydarzyło, to była zbrodnia. Nie ma dla niej żadnego usprawiedliwienia" - czytała w imieniu prezydenta minister kancelarii Ewa Junczyk-Ziomecka. Lech Kaczyński zaznaczył jednocześnie, że we współczesnej Polsce nie ma już miejsca na antysemityzm i rasizm.


Z kolei ambasador Izraela przypomniał, że nie wszyscy Polacy po wojnie ziali do Żydów nienawiścią. "Nigdy nie zapomnimy o tysiącach wspaniałych, szlachetnych ludzi, którzy spieszyli nam z pomocą, nie bacząc na zagrożenie życia ich samych, a także ich rodzin" - mówił podczas uroczystości David Peleg.

4 lipca 1946 roku oszalały tłum, wespół z żołnierzami i milicjantami, zamordował 39 Żydów. Bezpośrednią przyczyną była plotka, że Żydzi porwali polskiego chłopca, by go rytualnie zamordować. Ta pogłoska wywołała wściekłość kilkusetosobowego tłumu, który napadł na mieszkańców kamienicy, gdzie chłopiec podobno był więziony. Mieszkańców bito i katowano w bestialski sposób.


Sprawa do tej pory budzi kontrowersje. "Wciąż nie wiadomo, co się dokładnie stało" - przyznaje prokurator Falkiewicz z IPN, który w 2004 roku umorzył kilkuletnie śledztwo w tej sprawie. Czy to był spontaniczny wybuch nienawiści, czy może jednak sterowany?

Jedna z prawdopodobnych wersji mówi, że pogrom sprowokowały polskie i sowieckie służby.