Zaczęło się od Belgów, bo źle wystawili nakaz. Powinien wydać go sędzia śledczy, a wydał prokurator krajowy. Dlatego warszawski sąd apelacyjny nie wie, co robić. Z jednej strony musi działać, bo mordercy kończy się areszt, z drugiej ma nieważny list gończy.

Co prawda prokuratura zapowiada że wystąpi o przedłużenie aresztu. Tyle że jest duży problem. Wszystkie papiery w sprawie nastolatka leżą w belgijskim sądzie. Prokurator nie może wydać decyzji bez papierów, a ich sprowadzenie zajmie kilka dni. Oskarżyciele nie zdążą więc zatrzymać mordercy w areszcie. Jeśli Adam G. wyjdzie na wolność, to szukaj wiatru w polu.

A zamieszanie wokół nakazu trwa. Dziś Sąd Najwyższy uznał, że to warszawski Sąd Apelacyjny musi podjąć decyzję, czy Adam G. może być wydany Belgom. Sędziowie apelacyjni nie wiedzieli, co zrobić z tym europejskim listem gończym, bo taki dokument... pierwszy raz trafił w ich ręce! Dlatego woleli odpowiedzialność zrzucić na innych sędziów.

Przypomnijmy. Adam G. i jego kompan w kwietniu zamordowali na brukselskim dworcu nastolatka. Tylko dlatego, że tamten nie chciał oddać im odtwarzacza mp3. Pomocnik 17-latka siedzi w belgijskim areszcie. Adam G. uciekł do Polski, gdzie dopadła go nasza policja. Belgowie wysłali za nim Europejski Nakaz Aresztowania.

Z takimi sprawami nie mają problemów Niemcy. Ich sąd najwyższy uznał, że konstytucja zabrania wydawać niemieckich obywateli obcym państwom. I odrzuca wszelkie europejskie nakazy aresztowania. Tylko czy tak powinna wyglądać międzynarodowa wspólpraca sądów w UE?