To, że upośledzone dzieci przeżywają sztucznie wywołany poród, nie jest wcale takie rzadkie. A lekarze decydują się na taki zabieg w kilku przypadkach. Przykładowo, gdy wykryją u płodu ciężkie upośledzenia, np. wodogłowie. Albo gdy jego obecność w ciele matki zagraża jej życiu lub zdrowiu. Wtedy nie ma znaczenia, jak zaawansowana jest ciąża.
"Noworodki, które przeżyły, kładziemy do łóżeczka. Nie leczymy. I pozwalamy spokojnie umrzeć" - wyjawia dziennikowi.pl straszną prawdę warszawski ginekolog i położnik dr Grzegorz Południewski. Dlatego horror, który rozgrywał się za murami warszawskiego szpitala położniczo-ginekologicznego, tylko częściowo go oburza. "Okazuje się, że ludzie są bardziej okrutni od biologii. W tej sprawie oburza to, że skazuje się dzieci na męczarnie i niegodną śmierć. Z czymś takim jeszcze się nie spotkałem" - unosi się lekarz.
Z takim podejściem medycyny do życia ludzkiego nie godzi się oczywiście Kościół. "To przerażający znak naszych czasów. Nie szanuje się człowieka. Wystarczy, że jest słaby, bezbronny czy chory, żeby zupełnie ignorować jego uczucia. A to największe okrucieństwo. Dla pracowników tego szpitala ludzkie życie jest bez znaczenia" - komentuje dla dziennika.pl ks. Bogdan Bartołd z kościoła św. Anny w Warszawie.
Makabrą w stołecznym szpitalu zajęła się prokuratura. Prześwietlone będą też inne placówki w mieście. Afera wyszła na jaw, gdy zatrudnione w szpitalu pielęgniarki nie wytrzymały zmowy milczenia. I wyznały, co dzieje się za murami szpitala.