"Lek kontroluje się kilkakrotnie w czasie produkcji, przed wypuszczeniem na rynek, a często i wtedy, gdy już jest w aptekach" - tłumaczy dziennikowi.pl Maria Głowniak z Krajowej Izby Aptekarskiej. Więc jest zagadką, jak w ogóle wyszedł on z fabryki? Ktoś powinien był to wychwycić. Więc pewnie wychwycił, ale chciał uciszyć sprawę.

Dlatego Marcin Piskorski, rzecznik prasowy POLFARMEDU, w rozmowie z dziennikiem.pl twierdzi, że to ludzie musieli coś namieszać. "Ktoś sfałszował papiery. Nic innego nie wchodzi w grę" - mówi Piskorski.

Ale najgorsze, że nikt nie powiedział o śmiertelnym niebezpieczeństwie, jakie grozi alergikom po podaniu zanieczyszczonego corhydronu. Afera wybuchła dopiero po artykule DZIENNIKA. "I to jest niewyobrażalny skandal! O tym już dawno powinny powiedzieć ludziom i nadzór farmaceutyczny, i sama firma. Przecież mogło dojść do tragedii"- grzmi Piskorski.