15 tysięcy zł - takiego zadośćuczynienia żąda Leszek Ś. od firmy za to, że pokazała go w całej krasie na filmie nakręconym podczas "seksualnego rekordu świata". "Mistrzostwa" odbyły się w Warszawie w 2003 roku. Uczestniczyły w nim trzy "zawodniczki" i stu mężczyzn.

Poszkodowany (?), stanu wolnego, z wykształcenia fizyk teoretyk, dostaje 500 zł renty - już wielokrotnie brał udział w tej imprezie. Do tej pory firma zapewniała panom maski. I choć sam wcześniej często bił rekord bez maski, nigdy na filmach nie było widać jego twarzy. Więc myślał, że tak będzie i tym razem. "Jakiś przedstawiciel spółki powiedział zaś, że na filmie z imprezy twarze będą komputerowo zamazane" - tłumaczył dziś starszy pan przed warszawskim Sądem Okręgowym.

Ale tak się nie stało. I zobaczył potem na filmie nie tylko swoją twarz. "Widać mnie na nim nagiego, jak przygotowuję się do stosunku" - zeznał dziś oburzony przed sądem. Kielich goryczy przelał fakt, że nagranie widział pokłócony z nim siostrzeniec, który skwitował to, że wujek wzbudza jego litość.

Wściekły rencista pozwał więc organizatorów do sądu. Co na to firma, która zajmuje się porno-biznesem? Chce oddalenia pozwu. Broni się, że nikt z jej filmowców nie mógł obiecać, że zamaże twarz, bo produkcja nie była cyfrowa a analogowa. Poza tym starszy pan podpisał umowę, w której czarno na białym było napisane, że później powstanie film.

To pierwszy taki proces w historii polskiego sądownictwa. Czy mężczyzna ma szansę na odszkodowanie? Trudno przewidzieć, najpierw sąd musi zapoznać się z materiałem dowodowym - czyli filmem nagranym z "seksualnego rekordu świata". Proces odroczono do drugiej połowy marca.