32-latek leży sparaliżowany w łóżku we własnym domu. Opieka nad nim wymaga dużo czasu i poświęcenia, a rodzice są coraz starsi i już dziś tracą czasami siły. Świtaj boi się, że po śmierci jednego z opiekujących się nim rodziców, druga osoba po prostu nie da sobie z nim rady. Dlatego chce, by pozwolono mu wtedy umrzeć.
Janusz Świtaj twierdzi, że nadszedł już czas podjęcia decyzji, z którą zmagał się od 14 lat. Wreszcie do niej dojrzał. "Może dla kogoś 14 lat to niedużo, ale jeśli ktokolwiek będzie chciał mi coś zarzucić, to ośmielę się powiedzieć, że nawet nie ma takiego prawa. Niech przyjdzie, niech zobaczy, jak wygląda moje życie, a dopiero wtedy pozwolę mu zabrać głos" - powiedział. Dodał, że chce, by sąd zgodził się na przerwanie - jak to określił - uporczywej terapii.
Świtaj 14 lat temu miał wypadek motocyklowy. Ma zmiażdżone dwa kręgi szyjne kręgosłupa i jest sparaliżowany poniżej szyi. Nie może sam oddychać. Jak sam dziś mówi, żyje całkowicie nienaturalnie i ma tylko trzeźwo myślącą głowę. A żyje tylko dzięki maszynom i rodzicom.