Gdy zaczął się dramat, Monika miała zaledwie 14 lat. Była uczennicą katowickiego zespołu szkół specjalnych. Nauczyciel wychowania fizycznego molestował nie tylko ją, ale też kilkoro innych uczniów.

"Ta szkoła jest parterowym budynkiem. Jak to możliwe, że przez siedem lat nauczyciel wykorzystuje dzieci i nikt nic nie widział, i nie wiedział. To dla mnie niewiarygodne" - mówiła zrozpaczona matka Moniki. Przypuszcza, że o wszystkim wiedzieli inni rodzice, bo "sami mówili, że przychodzili po dzieci i nie mogli ich odebrać, bo nauczyciel był z nimi zamknięty na sali gimnastycznej".

Kobieta domagała się odszkodowania od gminy, bo to gmina założyła szkołę i to ona była pracodawcą wuefisty. Miasto twierdziło jednak, że nie jest odpowiedzialne za nadzór pedagogiczny i radziło, by matka zażądała zadośćuczynienia od nauczyciela, który odsiaduje wyrok za kratkami.



Ale sąd stanął po stronie matki. Przyznał, że to do gminy należy nadzór nie tylko nad działalnością szkoły, ale też nad jej pracownikami. Decyzja sądu jest nieprawomocna. Nie wiadomo jeszcze, czy miasto się od niej odwoła. Na pewno natomiast odwoła się matka dziewczyny, która będzie walczyć o pełną kwotę 150 tys. zł.