Był piątkowy wieczór. Skonany po kilkunastu godzinach pracy przy pakowaniu ryżu Jan Zdziarski wrócił właśnie do domu. Do Włoch wyjechał, jak tysiące Polaków - za chlebem. Z radością mógł przytulić swoją najstarszą córkę Karolinkę. Dziewczynka nie chciała zasnąć, dopóki nie wróci tata. Uwielbiała jego żarty. Pan Jan przytulił córeczkę i podszedł z nią do przeszklonych drzwi swego mieszkanka w San Paolo Belsito koło Neapolu. Karolinka już usypiała, gdy nagle przed domem wyrosła postać bezlitosnego oprawcy. Alessandro R. z zimną krwią mierzył z pistoletu wprost w Karolinkę - opisuje tragiczne wydarzenia "Fakt".

Choć był pijany, niestety, wycelował bezbłędnie. Pierwsza kula rozbiła szybę w drzwiach i trafiła wprost w główkę dziewczynki. Drugi pocisk utkwił w ręce dziecka. Do Jana Zdziarskiego nie docierało, co się stało. Dopiero po kilku sekundach, kiedy morderca wsiadł na skuter i odjechał, zrozumiał. Z zakrwawionym dzieckiem na rękach wybiegł na ulicę.

Zrozpaczony, na całe gardło krzyczał: "Niech ktoś mi pomoże, wezwijcie lekarza, przecież ona umiera!". Biegł z konającą Karoliną na rękach od drzwi do drzwi, ale nikt mu nie pomógł. Nikt nie zareagował. Oszalały z rozpaczy ojciec bezsilnie patrzył, jak umiera jego szczęście, jak śliczną twarz małej przeszywa grymas strasznego bólu.

Mała zmarła, zanim przyjechało pogotowie. Zdziarskim zawalił się świat, matka Karolinki, Joanna Zdziarska, potrafiła wydusić z siebie tylko: "Dlaczego ona? Wolałabym ja umrzeć. Dlaczego ona?".

Włoscy karabinierzy błyskawicznie wytypowali mordercę. Komendant policji dzwonił do wszystkich krewnych oprawcy, by namówili go, żeby oddał się w ręce policji. Alessandro R. po dwóch godzinach stawił się na policji. Dlaczego zabił? Dlaczego małe, bezbronne dziecko?

Odpowiedź na to pytanie jest wstrząsająca. Chciał się zemścić na kolegach ojca Karoliny, z którymi pobił się w pobliskim barze. Dwóch Polaków wdało się w drakę z Alessandro R. i jego kompanami, a po bójce poszli się umyć do swego przyjaciela, czyli Jana Zdziarskiego. Gdy oszalały z nienawiści morderca dowiedział się o tym, podjechał pod dom pana Jana i zastrzelił jego córkę. Włoska prokuratura nie ma żadnych wątpliwości - to było morderstwo z pełną premedytacją. I właśnie taki zarzut postawi dzieciobójcy.

Zdziarscy chcą natychmiast wracać do Polski. San Paolo Belsito, maleńka miejscowość niedaleko Neapolu, do tej pory była ich domem. Wymarzonym domem. Teraz chcą stąd uciec, jak najdalej od bolesnych wspomnień. W Trepczy pod Sanokiem, gdzie jeszcze kilka lat temu mieszkali, czekają na nich zrozpaczeni rodzice pana Jana, czyli dziadkowie Karolinki.

"Jak złym, jak okrutnym trzeba być człowiekiem, żeby zabić bezbronne dziecko" - płacze załamana Teresa Zdziarska, babcia Karolinki. "Tam miał być raj, a stało się piekło" - mówi przez łzy zrozpaczona kobieta.

Ojciec Karolinki wyjechał z Polski z powodu kłopotów z policją. Trzy lata temu w domu kumpla wybił szybę w oknie i zniszczył drzwi. Nie miał za co naprawić szkód, a sprawa trafiła do sądu. Grzywnę zamieniono mu na więzienie. To go przerażało, martwił się, że żona z dziećmi nie poradzi sobie bez niego. Nie wahając się ani chwili, spakował kurtkę i parę spodni i wyjechał do Włoch. Gdy tylko pod Neapolem znalazł pracę, zadzwonił do żony. Pani Joanna zaraz potem zabrała z Polski Karolinkę i młodszą córkę Sandrę. Jan miał już wynajęte mieszkanie i pensję, która starczała na opłaty i jedzenie dla całej rodziny. Miał we Włoszech lepiej niż w Polsce, choć to prawda, musiał ciężko harować.

Mama pana Jana odwiedziła go w styczniu. "Wtedy ostatni raz widziałam Karolinkę. Wyrosła! To była taka śliczna i uśmiechnięta dziewczynka" - babcia znowu tonie w łzach, pokazując zdjęcia z wnuczką zrobione w Rzymie na Placu św. Piotra. Na zdjęciach widać uśmiechniętą rodzinę. To już ostatni taki obrazek.

Zdziarscy we włoskim mieszkaniu czuli się bardzo szczęśliwi. Chodzili do miejscowego kościoła, nikt się na nich nie skarżył. "Włosi bardzo chwalili mojego syna. Lubili jego rodzinę. Tam bardzo dbają o dzieci. A Janek kochał Karolinkę jak nikt. Wszyscy patrzyli na to z szacunkiem" - opowiada babcia Karolinki.

"Nikt nie mógł przewidzieć, że Karolince stanie się coś w tak dramatycznych i niespodziewanych okolicznościach" - załamuje ręce dziadek dziewczynki Bronisław Zdziarski.

Jan i Joanna Zdziarscy wracają z dziećmi do Polski. Na zawsze. Nie chcą żyć w miejscu, gdzie zginęła Karolina i gdzie sąsiedzi byli głusi na wołanie o pomoc.























Reklama