Rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski zapewnia, że jego biuro zajęło się już sprawą Janet Johnson. RPO chce wiedzieć, dlaczego jej losem nie zainteresowały się odpowiednie służby. "Zajmiemy się tym z całą mocą, na jaką stać mój urząd" - mówi Kochanowski.
Z kolei Jan Węgrzyn - dyrektor generalny Urzędu do spraw Repatriacji i Cudzoziemców - tłumaczy, że Nigeryjka starała się o status uchodźcy, ale nie było podstaw, by go jej przyznać. "Przesłuchiwana powiedziała, iż jedynym powodem jej przyjazdu do Polski była chęć polepszenia sytuacji materialnej, a jednocześnie, wkrótce po przyjeździe do Polski, usiłowała nielegalnie wyjechać do Niemiec" - usprawiedliwia się Węgrzyn. Dodaje, że po publikacji DZIENNIKA można pozwolić Janet zostać w Polsce, aż poprawi się jej stan zdrowia.
Jak pisze DZIENNIK, Janet Johnson ma 22 lata. W Polsce jest od kilku miesięcy. Reporterzy znaleźli ją w areszcie deportacyjnym na Okęciu. Słaniała się na nogach, była brudna. Na jej rękach i szyi widać wyraźne rany po nożu, po przypalaniu papierosami.
Po badaniu lekarskim nie ma wątpliwości, że dziewczyna była torturowana. Kolejne badanie wykazuje, że jest nosicielem wirusa HIV - została zarażona niedawno. Janet Johnson oraz co najmniej dwie jej koleżanki to ofiary handlarzy ludźmi. Trafiły do Polski dzięki mało znanej, ale bardzo skutecznej metodzie szmuglu - "na sportowca". Wystarczy znaleźć klub, który zaprosi rzekome sportsmenki do siebie. W lipcu do SPR Lublin zadzwonił mężczyzna. Po angielsku przedstawił się jako menedżer o nazwisku Johnson i zaproponował prezesowi przywiezienie na testy trzech dziewczyn. "Potrzebowaliśmy właśnie zawodniczek, jakie nam zaoferował. Załatwiliśmy w urzędzie wojewódzkim zaproszenia" - opowiada DZIENNIKOWI Andrzej Wilczek, prezes SPR Safo ICom Lublin.
Zaproszenia wysłano do polskiej placówki dyplomatycznej w nigeryjskim Lagos. Na tej podstawie piątka Nigeryjczyków dostała wizy wjazdowe do Polski. "Piłkarki" i ich opiekunowie mieli przylecieć do naszego kraju w sierpniu. Nie przyjechali jednak. "Menedżer dzwonił, że mają jakieś kłopoty. Potem już się nie odezwał, a jego komórka milczała" - mówi dziś prezes Wilczek.
Tymczasem Janet Johnson do Polski dotarła. Na początku października w Zgorzelcu zatrzymała ją Straż Graniczna. Próbowała nielegalnie przekroczyć granicę polsko-niemiecką. Prawdopodobnie miała zostać przerzucona do burdelu na zachodzie Europy. Została zobowiązana do opuszczenia kraju. Nie zrobiła tego. Co się z nią dalej działo? Odnalazła się w kwietniu - trafiła do podwarszawskiego ośrodka Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców w Dębaku. W strasznym stanie. Służby imigracyjne podejrzewają, że dziewczyna po nieudanej próbie przekroczenia granicy trafiła do domu publicznego i siłą zmuszano ją do nierządu.
Jeśli w ciągu tygodnia Janet Johnson nikt nie pomoże, 15 maja zostanie wsadzona do samolotu lecącego do Lagos. Tam najpewniej umrze.