Rozwita Dutkiewicz, matka Iwony D. i babcia Magdy, jest przerażona. "Ona powinna zgnić w więzieniu za śmierć mojej ukochanej wnusi. To nie matka, to potwór! Dlaczego nikt mi nie pomógł, gdy chciałam jej odebrać wnuczkę?!" - pani Rozwita zanosi się szlochem. Od lat błagała bezdusznych sędziów i prokuratorów, by przerwali piekło, jakie jej córka Iwona D. zgotowała swoim córkom. Nikt jej nie pomógł. Dramatyczne prośby babci zbywano, a ją samą traktowano jak intruza.
"Śmierć Madzi obciąża ich sumienia" - mówi pani Rozwita, pokazując nam opasłą korespondencję do urzędników. Kobieta słała list za listem do sądu i prokuratury. Pierwsze pismo wpłynęło dwanaście lat temu. Babcia informowała o tym, co dzieje się w mieszkaniu jej córki Iwony. Opisywała nocne libacje i awantury zdegenerowanej alkoholiczki. Pisała o dramacie dwóch wnuczek.

Reklama

Iwona D. zostawiała je same w domu. Adrianna i Magda tygodniami nie miały kontaktu ze światem. Nie chodziły do szkoły. Głodnym i wychudzonym dziewczynkom latami pomagali sąsiedzi. Na drugie piętro w koszyku na sznurku spuszczali jedzenie. Dziewczynki nie mogły się uczyć. Matka groziła, że je pozabija, jeśli będą składały zeznania przeciwko niej - donosi "Fakt".

Adrianna w wieku czternastu lat chciała sobie podciąć żyły w parku. Uratowano ją. Potem miała kolejną samobójczą próbę. Wieszała się na smyczy psa, na tym samym haku, na którym powiesiła się w sobotę Magda. Babcia chciała obie wnuczki adoptować. Nie znalazła sprzymierzeńców. A przecież dziewczynki miały swój pokój u babci, mogły tam spokojnie żyć, z dala od libacji i awantur!

"Błagałam, ostrzegałam przed tragedią. Chciałam dać moim wnuczkom ciepło rodzinnego domu. Magda pięknie rysowała, z niechęcią wracała do domu" - wspomina w "Fakcie" zrozpaczona babcia.

Dzisiaj urzędnicy umywają ręce od odpowiedzialności za tragiczną śmierć Magdy. Iwona Brózda, prokurator rejonowy w Bytomiu, potwierdza, że sprawa Iwony D. jest jej znana. Przyznaje, że wpływały pisma od Rozwity Dutkiewicz.

Reklama

Co zrobiła prokuratura? Matkę pijaczkę po prostu... pouczyła. Tak jak poucza się niegrzecznego ucznia, a nie zdegenerowaną kobietę, która życie swoich córek zamieniła w piekło. Jak ustaliliśmy, taka "rozmowa profilaktyczno-ostrzegawcza" z Iwoną D. odbyła się w prokuraturze we wrześniu.

Sprawa była też rozpatrywana przez Sąd Rodzinny w Bytomiu. Kornelia Szastok-Nowak, przewodnicząca wydziału rodzinnego, mówi, że Iwona D. miała społecznego kuratora. Bytomski sąd w marcu tego roku wydał zarządzenie, by Iwona D. zaczęła się leczyć z alkoholizmu. I na tym poprzestał.

Reklama

Dramat Magdy pogłębiał się, a bezduszni urzędnicy nic sobie z tego nie robili. Dziewczynka była coraz bardziej zastraszona, zrozpaczona. W końcu samotna, zagubiona powiesiła się w czasie, gdy za ścianą trwała kolejna libacja. Umierała wśród pijackich rechotów i krzyków.

Za tę tragedię nie odpowiedziała nawet jej matka. Wczoraj po południu Iwona D. jak gdyby nigdy nic wyszła na wolność. Ma zarzut znęcania się nad córką i narażenia jej na utratę życia. Grozi jej pięć lat więzienia, ale sąd uznał, że nie musi siedzieć za kratami, bo nie będzie mataczyła - pisze "Fakt".