Powiązani z mafią pruszkowską gangsterzy oferowali zabójcy 300 tys. złotych. 10 procent tej kwoty jako zaliczkę przed wykonaniem "wyroku", a resztę już po egzekucji. Dla potencjalnego zabójcy przygotowali nawet plan działania. Dziennikarz miał zginąć w Krakowie od strzału z karabinu. Zabójca miał strzelać z wynajętego mieszkania.
Gdyby ten plan nie wypalił, przestępcy brali pod uwagę użycie pistoletu i polowanie na dziennikarza w innym miejscu. Ale oskarżonym, mimo zabiegów, nie udało się znaleźć chętnego. "Obu został postawiony zarzut nakłaniania do zabójstwa z użyciem broni palnej. Grozi im za to od 8 do 25 lat więzienia, a nawet dożywocie" - mówi prokurator Jacek Mularzuk z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. "Biorąc pod uwagę fakt, że do zabójstwa nie doszło, wyrok może być łagodniejszy" - dodaje Mularzuk.
Sprawę będzie prowadził Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim, ponieważ tutaj mieszka jeden z oskarżonych. Drugi jest zameldowany w niewielkiej miejscowości w okolicach Piotrkowa. Zarówno Paweł G., jak i Arkadiusz W. mają za sobą kryminalną przeszłość. Zamieszani byli m.in. w kradzież samochodów. G. był już w przeszłości oskarżony o usiłowanie zabójstwa. Właśnie prawdopodobnie wśród „kolegów” poznanych w więzieniu mężczyźni szukali wykonawcy wyroku. Jakie mają związki z jednym z bardziej znanych polskich dziennikarzy? Nie wiadomo. Piotr Najsztub w rozmowie z DZIENNIKIEM mówi, że nie zna ani Arkadiusza W., ani Pawła G.
O wyroku na dziennikarza zaczęło być głośno w maju 2003 roku. Wtedy Piotr Najsztub był jeszcze redaktorem naczelnym "Przekroju". Były dziennikarz "Gazety Wyborczej", a obecnie prowadzący razem z Jackiem Żakowskim program "Talk2Szok" w TV4 dowiedział się o całej sprawie od oficerów Centralnego Biura Śledczego. Do teraz Najsztub był przesłuchiwany w tej sprawie dwukrotnie, najpierw w 2003 roku, potem dwa lata później. Śledztwo w tej sprawie jednak nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. "Wciąż nie poznałem odpowiedzi, kto i za co chciał mnie zabić" - mówi dziennikarz.
Dopiero w 2006 roku funkcjonariuszom CBŚ udało się zatrzymać przestępców. Nie ustalono jednak, kto stał za ich plecami. Motywem zabójstwa miały być kwestie finansowe. Wedle spekulacji prasowych za całą sprawą miał stać znany przedsiębiorca, właściciel jednej z firm budowlanych. Najsztub wraz z żoną Sylwią opiekował się jego córką, która postanowiła uciec od dotychczasowego życia. Mieszkała wtedy kilka miesięcy w domu dziennikarza. Jako jeden z powodów wymieniano też problemy finansowe Najsztuba i jego długi.
Jerzy Jachowicz, publicysta DZIENNIKA, przyznaje, że Piotr Najsztub nie jest jedynym dziennikarzem demaskującym tajemnice świata przestępczego, kulisy władzy bądź przekręty brudnego biznesu, na którego zlecono egzekucję. "Swego czasu takie zagrożenie pojawiło się nad Anną Marszałek. Do mnie również docierały sygnały ze środowisk przestępczych o zamiarach <skrócenia mnie o głowę>. Groźby te nigdy nie zostały <wcielone w życie>. Podobnie ma się rzecz z Najsztubem. Zabójstwo dziennikarza, w ramach zemsty za jego zawodową działalność, musiałoby wywołać wstrząs opinii publicznej" - mówi Jachowicz.
Najsztub: Chciałbym wiedzieć, ile jest warta moja głowa
ANNA NALEWAJK:Cztery lata temu dowiedział się pan, że ktoś chciał pana zabić, że jest zlecenie na pana życie.
PIOTR NAJSZTUB: Przyszedł do mnie funkcjonariusz policji, który powiedział mi, że policja dotarła to informacji, że jest zlecenie na moje życie. Poradzono mi, żebym zawiadomił media, by rozdmuchać tę sprawę. Jej nagłośnienie bowiem miało spowodować, że wykonanie tego wyroku nie będzie już takie proste. Sprawę opisał wtedy Super Express, do którego sam przyszedłem z tą historią. Zaczęło się wtedy wielomiesięczne śledztwo, które nie przyniosło żadnych rezultatów. Dwa lata później znowu byłem przesłuchiwany przez warszawską prokuraturę i znowu nic. Dwa miesiące temu funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego poinformowali mnie, że jest akt oskarżenia przeciwko dwóm osobom. Ja nie widziałem tego aktu. Oskarżeni mężczyźni są dla mnie obcy.
Co czuje człowiek, który dowiaduje się, że ktoś chce go zabić? Czy bał się pan, rozglądał, kto jest wokół pana?
Nie czułem nic szczególnego. Nie miewam jakichś irracjonalnych obaw. Zawsze zwracam uwagę na to, kto jest obok mnie i co się dzieje. Raczej zastanawiałem się, kto i za co chce mnie zabić. Miałem nawet jakiś swój trop, którym podzieliłem się z policją, ale okazał się fałszywy. Przez jakiś czas chodziliśmy z żoną w pożyczonych kamizelkach kuloodpornych. Musieliśmy je pożyczyć, bo policja nie mogła nam ich zapewnić.
Co oznacza dla pana to, że akt oskarżenia trafił do sądu?
Właściwie nic. Chciałbym się dowiedzieć, pewnie trochę z próżności, ile chciano zapłacić za moją głowę. Czytałem o jakichś absurdalnych kwotach 40 tys. zł., a nawet 3 mln. Ale wiadomo, że tyle się w Polsce nie płaci. Nie jesteśmy wprawdzie na Dzikim Zachodzie, ale jestem ciekaw, ile jest warta moja głowa. W każdym razie chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej na temat tej sprawy, motywów oskarżonych. Ja do dziś nie wiem, za co miałbym zostać zabity. Mam nadzieję, że policja i prokuratura wreszcie mnie o tym poinformują.
Piotr Najsztub, znany dziennikarz, były redaktor naczelny "Przekroju"