Teraz ustawa o policji daje GROM-owcom prawo udziału w operacjach antyterrorystycznych na terenie kraju. "To jest jednak złe prawo. Nie pozwala na przeprowadzenie skutecznej akcji" - mówią nam obecni i byli oficerowie jednostki. Żołnierze mogą bowiem tylko pomóc policjantom lub wejść do akcji dopiero wówczas, gdy ci sobie nie radzą. A przecież w czasie zamachu, gdy terroryści mają pod kontrolą strategiczny obiekt, a na piersiach zakładników tykają bomby, liczy się każda sekunda.
W dodatku - w świetle obecnych przepisów - komandosi są zobowiązani do stosowania policyjnych procedur. Muszą np. wezwać przeciwnika do zachowania się zgodnie z prawem, do porzucenia broni lub innych niebezpiecznych narzędzi, do zaniechania stosowania przemocy. Nawet snajper nie może zlikwidować bandyty bez oddania strzału ostrzegawczego. Te policyjne zasady związują im ręce. "To wbrew zasadom szkolenia GROM, który zabija bezwzględnie. Nie można żołnierza wyszkolić w połowie do zabijania, a w połowie do obezwładniania, bo w akcji nie będzie wiedział, co zrobić" - mówi płk rez. Stanisław Słoniewski, były szkoleniowiec GROM.
Resort obrony chce to zmienić. Przygotowuje przepisy, które umożliwią GROM samodzielne, natychmiastowe wejście do akcji i działanie według procedur typowych dla jednostek specjalnych. Były dowódca Wojsk Specjalnych gen. dyw. Edward Gruszka obiecał, że polskie procedury będą wzorowane na brytyjskich i francuskich.
"Postuluję to od przeszło 10 lat, dobrze, że ktoś w końcu zmienia prawo. W sytuacji podobnej np. do zamachu na teatr na Dubrowce w Moskwie do akcji powinni być w pierwszej kolejności kierowani komandosi GROM. Brytyjska premier Margaret Thatcher w 1980 r. wprowadziła taką zasadę, że policja najpierw wzywa bandytów do poddania się, a jeśli nie reagują, ogłasza, że wchodzi wojskowa jednostka specjalna SAS. 98 proc. z nich się poddaje" - mówi gen. bryg. Sławomir Petelicki, pierwszy dowódca GROM. Jego zdaniem gdyby do akcji w Magdalence weszli w 2003 r. wojskowi komandosi, nie doszłoby do tragedii (zginęło dwóch policjantów, 16 zostało rannych).
Według naszych rozmówców żołnierze GROM sprawniej poradzą sobie w akcji antyterrorystycznej w kraju, bo mają nad policjantami przewagę. "Nie chodzi o to, żeby powiedzieć, że policja jest zła. Obie formacje szkolą się według innej filozofii. Żołnierze GROM szkoleni są do zabijania, policjanci - do ochrony ludności, obezwładniania i zatrzymywania bandytów. W efekcie obie formacje odmiennie działają" - tłumaczy gen. Petelicki.
Żołnierz jednostki specjalnej ma tzw. mięśniową pamięć, która sprawia, że działa skuteczniej. "Nawyki ma w mięśniach. Jeżeli wielokrotnie trenuje, że wchodzi do budynku i strzela prosto między oczy, to potem w akcji jego ręce same się do takiego strzału układają. Policjantów nie można uczyć, by tak strzelali do ludzi. Oni strzelają np. w nogę" - wyjaśnia generał. "Jeżeli wojskowy komandos miałby kogoś ostrzegać, jego działanie nie miałoby sensu. Po to żołnierze wchodzą przez ścianę, wysadzając ją za pomocą ładunku wybuchowego, aby zaatakować z zaskoczenia. Gdy życie zakładników jest zagrożone, snajper komandos strzela" - dodaje płk Słoniewski.
GROM ma także przewagę w sprzęcie. Choć stan posiadania jednostki jest objęty tajemnicą, wiadomo na przykład, że dysponuje ona samolotami bezzałogowymi do rozpoznania, różnego typu materiałami wybuchowymi do wysadzania budynków czy karabinami snajperskimi z pociskami o kalibrze 12,7 mm, którymi można strzelać na odległość 2 km.