Plotkę o promilach we krwi Lecha Kaczyńskiego publicznie rozpowszechnił wiceszef klubu Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot. Zrobił to w formie pytań, które postawił na swoim blogu. W rzeczywistości było to jedynie nagłośnienie plotki, która wśród polityków i dziennikarzy krążyła od pierwszych dni po katastrofie. Według niej prezydent Lech Kaczyński w noc poprzedzającą wylot na uroczystości do Katynia miał się zasiedzieć do rana w mieszkaniu szefa swojego gabinetu Macieja Łopińskiego. Miał tam wypić spore ilości swojego ulubionego czerwonego wina. To z tego powodu miał o niemal pół godziny opóźnić swój przyjazd na wojskowe lotnisko. Konsekwencją miało być to, że piloci lecieli do Smoleńska pod presją czasu. Nie mogli więc zdecydować o wybraniu lotniska zastępczego, bo to mogłoby zniweczyć plan uroczystości.

Reklama
Plotka była szeroko kolportowana, choć nikt nie potrafił wykazać prawdziwości tej teorii. Także sam Palikot, który wczoraj stwierdził, że skoro Lech Kaczynski był trzeźwy, to tym bardziej jest odpowiedzialny za katastrofę. Nie zraził go nawet werdykt sejmowej komisji etyki, która wymierzyła mu najwyższą karę – naganę – za jego słowa z 5 lipca, że tragicznie zmarły prezydent „ma krew na rękach”.
– Badania toksykologiczne wykonywane były z urzędu na polecenie prokuratury Federacji Rosyjskiej. W następstwie badania we krwi prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie stwierdzono alkoholu – poinformował płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Tłumaczył również, skąd opóźnienie w przekazaniu opinii publicznej tej informacji. – Chodzi o prawo pierwszeństwa rodziny w poznaniu protokołu z sekcji zwłok – stwierdził. Informację o tym fragmencie protokołu pierwsza podała „Rzeczpospolita”, pisząc, że rodzina jeszcze o tym nie wie.
Protokół ma nadal gryf tajności. Według nieoficjalnych informacji jako przyczynę śmierci prezydenta rosyjscy lekarze wskazali wielonarządowe obrażenia ciała.
Informacje z prokuratury nie były dobrą wiadomością dla polityków PO. Ci znowu wczoraj musieli się tłumaczyć z wybryków Palikota. A ten próbował się zapisać do sejmowego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy w Smoleńsku. – Będzie tam reprezentował tylko siebie – zapewniał inny wiceszef klubu PO Sławomir Nowak. Także marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna z niechęcią przyznał, że zgodnie z regulaminem Sejmu takie zespoły są otwarte dla wszystkich posłów.