Biuro prasowe Sądu Okręgowego w Warszawie potwierdziło, że wpłynęło pismo Netzla, szefa PZU za rządów PiS, wezwanie do ugody ze Skarbem Państwa, reprezentowanym przez prokuratora generalnego i stołeczne prokuratury: apelacyjną i okręgową. Jak podała "Gazeta Wyborcza", swoje straty, wynikłe z uwikłania w 2007 r. w aferę przeciekową, Netzel wycenia na 10 mln 229 tys. 620 zł.

Reklama

Teraz rozpoczynają się urzędowe formalności. Pismo pełnomocnika Netzla zostanie przesłane pocztą do adresatów, a potwierdzenia odbioru, tzw. zwrotki, muszą wrócić do VI Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście. Termin wstępnego posiedzenia będzie zatem wyznaczony nie wcześniej niż na wrzesień - usłyszał dziennikarz PAP w sądzie.

"Nie znamy jeszcze treści wniosku pana Netzla, bo go nie otrzymaliśmy. Gdy otrzymamy, ocenimy zasadność żądań, ale już teraz wydaje się bardzo mało prawdopodobne, byśmy uznali taką wysokość żądanej sumy" - powiedział Kujawski, przedstawiając stanowisko zastępcy prokuratora generalnego Roberta Hernanda.

Gdyby do ugody nie doszło, otwiera się droga do procesu cywilnego, w którym pozwana mogłaby być prokuratura, ale w rzeczywistości interesy Skarbu Państwa reprezentowałaby Prokuratoria SP, która włącza się w postępowanie, jeśli żądana kwota jest znaczna. Od takiej sumy trzeba by także opłacić wpis sądowy, który wyniósłby 102 i pół tysiąca zł.

"GW" pisze, że według Netzla 3 miliony z dochodzonych przez niego dziesięciu prokuratura powinna przeznaczyć na cele społeczne: po połowie dla Fundacji Radia Zet z przeznaczeniem na walkę z narkomanią i dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - na diagnostykę onkologiczną dla dzieci. Pozostałe 7 229 620 zł to kwota, na jaką wynajęty przez niego biegły oszacował materialne straty, czyli wartość odszkodowania. Zarazem Netzel zadeklarował, że nie przyjmie odszkodowania, jeśli prokuratura wystąpi z roszczeniem wobec tych, których Netzel uznaje za winnych całej sprawy. "Niech Zbigniew Ziobro zapłaci" - powiedział "GW".



Jaromir Netzel jest adwokatem z Pomorza. W lecie 2006 r. ówczesny minister skarbu Wojciech Jasiński (PiS) powołał go na prezesa PZU. Został odwołany z funkcji krótko po tym, jak w sierpniu 2007 r. został zatrzymany przez ABW w tym samym czasie co b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek i b. szef policji Konrad Kornatowski. Zatrzymać miano też biznesmena Ryszarda Krauze, którego jednak nie było wówczas w kraju. Kaczmarkowi, Kornatowskiemu i Netzlowi zarzucono utrudnianie śledztwa w sprawie przecieku z afery gruntowej w resorcie rolnictwa. Afera gruntowa spowodowała, że fotel wicepremiera i szefa resortu stracił Andrzej Lepper. Podejrzenia związane z dokonaniem przecieku spowodowały dymisje Kaczmarka i Kornatowskiego. Upadła koalicja PiS-Samoobrona-LPR, a w przedterminowych wyborach zwyciężyła PO.

Reklama

Zarzutu o dokonanie przecieku nie przedstawiono nikomu. Netzlowi zarzucono fałszywe zeznania polegające na daniu alibi Kaczmarkowi, który miał się spotkać z Krauzem na 40. piętrze warszawskiego hotelu Marriott w przeddzień akcji CBA. Tak to przedstawiał to na multimedialnej konferencji ówczesny wiceprokurator generalny Jerzy Engelking, prezentując podsłuchy rozmów m.in. Netzla, Kaczmarka i Kornatowskiego.

Dwa i pół roku później prokuratura umorzyła śledztwo wobec Netzla, uznając, że nie dopuścił się przestępstwa. Wcześniej umorzono śledztwo ws. przecieku, nie ustalając, czy do niego doszło.

Netzel mówił o tym w lipcu przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków. "Zarzuty, które mi postawiono, to było nieporozumienie. Nie dałem nikomu alibi. Nie nakłaniałem nikogo do fałszywych zeznań. Nie byłem nakłaniany do fałszywych zeznań" - zapewniał. Uznał, że stał się ofiarą manipulacji, że prokuratura objęła go śledztwem, bo posiadł wiedzę, która była niekorzystna dla b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Według Netzla ABW nie przekazała wszystkich rozmów z telefonów objętych podsłuchem - m.in. jego rozmowy z Ziobrą.