– Takiego spadku liczby zawieranych małżeństw nie notowaliśmy jeszcze nigdy w historii – przyznaje demograf dr Piotr Szukalski z Instytutu Socjologii Instytutu Łódzkiego. Z opublikowanych właśnie danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w pierwszym półroczu tego roku prawie o 15 proc. spadła liczba zawieranych małżeństw w porównaniu z tym samym okresem rok wcześniej. Między styczniem a czerwcem 2009 roku w związek małżeński wstąpiło ponad 200 tys. osób. Zdaniem dr. Szukalskiego takiemu stanowi rzeczy winne jest poczucie zagrożenia na rynku pracy i niepewna sytuacja światowej gospodarki.

Reklama

Potwierdzają to badania Gary’ego Beckera, amerykańskiego ekonomisty i laureata Nagrody Nobla. Udowodnił on, że w czasach kryzysów gospodarczych ludzie kierują się przede wszystkim tzw. racjonalnością ekonomiczną, a mniej uczuciami, biologią czy kulturą. Tak było w czasie kryzysu naftowego w latach 70., a także w latach 80. w Wielkiej Brytanii, gdy bezrobocie wzrosło powyżej granicy 10 proc.

Co gorsza, ta spadkowa tendencja jeszcze się może pogłębić. Na koniec roku spadek liczby ślubów może być nawet dwukrotnie większy. Te szacunki biorą się stąd, że liczba planujących ślub i wesele zdecydowanie maleje. – W ubiegłym roku o tej porze miałem wszystkie grudniowe weekendy zajęte – przyznaje Andrzej Kulęba, właściciel domu weselnego w Katowicach. Choć dziś proponuje nawet 30-procentowe rabaty, ma w kalendarzu zaplanowane tylko jedno wesele.

Ze wstępnych szacunków Agencji Artystyczno-Reklamowej Informator Ślubny, która jest największym organizatorem targów ślubnych w Polsce wynika, że wysokość obrotów większości firm z tej branży spadła w tym roku średnio o 40 proc. – Wiele z nich funkcjonuje na granicy opłacalności, a co czwartej grozi bankructwo – mówi Andrzej Gondarz z agencji.

Przyczyną spadku obrotów jest nie tylko brak klientów. U tych, którzy jednak decydują się na ślub, górę bierze oszczędność. Do tej pory młodzi i ich rodzice bez oporów gotowi byli wydać na ślub i wesele nawet i 50 tys. zł. Często nie mieli takich pieniędzy, więc decydowali się na zaciągnięcie kredytu bankowego. Liczyli, że wartość prezentów i pieniądze, które dostaną od gości weselnych, z nawiązką pokryją koszty wystawnej imprezy.

Zazwyczaj bowiem każdy z weselników zostawiał młodym nawet 500 zł. Najbliższa rodzina wykładała nawet więcej, bo po 1000 – 2000 zł w tzw. kopercie. Teraz te kwoty znacząco zmalały. Mniej kosztowne są też prezenty. Goście kupują już raczej zastawę z Lubliany czy Włocławka, a nie Rosenthala czy od Vileroy & Boch.



Reklama

– Zwykle goście spoza rodziny ograniczają się do 200 – 300 zł – mówi Angelika Pela, właścicielka firmy przygotowującej ślubne kwiatowe dekoracje. Skarży się, że dzisiaj nowożeńcy wybierają najtańsze kwiaty. Za przystrojenie kościoła, samochodu i sali weselnej jeszcze w 2009 roku brała 3 – 4 tysiące złotych. Teraz pod naciskiem oszczędnych klientów spuściła z tonu i cen. Za tę samą pracę bierze około dwóch tysięcy złotych.

Sytuacja w branży ślubnej to zdaniem ekonomistów zła wiadomość dla budżetu państwa. Nagły spadek rentowności nawet kilkunastu tysięcy firm z prężnie dotychczas rozwijającej się branży przełoży się na wzrost bezrobocia, ale i spowoduje spadek wpływów z różnego rodzaju podatków i obniży poziom konsumpcji.

Spadek liczby małżeństw niepokoi demografów szukających recepty na zatrzymanie postępującego starzenia się społeczeństwa. Mniej małżeństw oznacza bowiem też spadek liczby urodzeń. Często ci, którzy z powodów ekonomicznych odkładają ślub, rezygnują też z planów powiększenia rodziny.