W oświadczeniu z 16 października REM napisała, iż artykuły w "Gazecie Polskiej" oraz w "Naszym Dzienniku" o tym, że funkcjonariusz BOR Jacek Surówka, który zginął w katastrofie smoleńskiej, miał dzwonić do żony po rozbiciu się samolotu, naruszyły podstawową zasadę rzetelnego dziennikarstwa tj. zasadę prawdy.

Reklama

W "Naszym Dzienniku" tej informacji jednak nie zamieszczono. Gazeta całą sprawę określiła mianem "powielania kłamstw" na swój temat.

W środę REM wyjaśniła, że opierała się na informacjach, które "uzyskała z lektury +Gazety Polskiej+, wielu portali internetowych - m.in. dziennika +Rzeczpospolita+, TVN24, a także z wywiadu w stacji TVN24 z wdową po funkcjonariuszu BOR Jacku Surówce (w którym ta zaprzeczała rewelacjom o telefonie od męża- PAP)".

"Uznaliśmy, że jest to wystarczający materiał, aby wyrazić pogląd w głośnej sprawie rzekomego telefonu Jacka Surówki do żony już po upadku samolotu. Po niewczasie stwierdziliśmy, że redakcja +Naszego Dziennika+, sugerując czytelnikom, że ofiary katastrofy mogły żyć jeszcze po rozbiciu się samolotu nie podała - w odróżnieniu od +Gazety Polskiej+ - nazwiska zmarłego funkcjonariusza BOR. Przepraszamy za tę pomyłkę" - napisała Rada w komunikacie.

Reklama

Dodała równocześnie, że nie zmienia opinii, iż "kłamliwe, nieudokumentowane informacje w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej na łamach wymienionych gazet, nie tylko nie przybliżają do pełnej prawdy, ale jątrzą, podsycają złe emocje i odruchy nienawiści".

Z powodu sobotniego oświadczenia REM, z rady wystąpili jej dwaj jej członkowie Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad. Zarzucili Radzie brak "obiektywizmu i merytorycznej symetrii" między krytykowaniem mediów z "głównego nurtu" i mediów spoza niego.

Pytana o wyjaśnienia Rady redakcja "Naszego Dziennika" napisała PAP, że "nie otrzymała dotychczas oświadczenia REM, w związku z tym nie ma formalnych podstaw do komentowanie tej sprawy".