Byłemu prezydentowi prokuratura stawia łącznie sześć zarzutów, przede wszystkim korupcyjnych. Na ławie oskarżonych zasiądzie także m.in. Jolanta S.-K., sekretarz miasta za rządów Mosia. Oboje zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego na początku roku. W procesie będą odpowiadać z wolnej stopy.
Jeden z zarzutów wobec Mosia dotyczy żądania i przyjęcia w pierwszej połowie 2008 r. 50 tys. zł łapówki w zamian za obietnicę podjęcia dla pewnej osoby korzystnych decyzji administracyjnych.
Od maja do lipca 2009 działając wspólnie i w porozumieniu z Jolantą S-K., prezydent miał zażądać od Piotra B. 100 tys. zł i przyjąć od niego 25 tys. zł.
W lipcu 2009 Moś miał przyjąć od Piotra B. - 5 tys. zł. W obu tych przypadkach w przekazaniu łapówki miała pośredniczyć sekretarz miasta.
Innym razem prezydent i sekretarz mieli żądać od Gerarda G. kwoty "równoważnej 15-krotności 40 proc. miesięcznego wynagrodzenia brutto" osiąganego przez niego z tytułu zatrudnienia na stanowisku wiceprezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej. W tym przypadku urzędnicy - zdaniem prokuratury - przyjęli 70 tys. zł. Jak wynika z ustaleń śledztwa, także te pieniądze przekazała Jolanta S.-K.
Na przełomie 2006-2007 Moś miał podżegać Sławomira M., aby ten nakłonił inną osobę do wręczenia łapówki pierwszemu zastępcy Mosia i w ten sposób rzucił na niego cień podejrzeń. "Chodziło o stworzenie takiej sytuacji, by następnie skierować przeciwko danej osobie postępowanie karne" - wyjaśnił Ott.
Ostatni zarzut wobec Mosia dotyczy wyłudzenia poświadczenia nieprawdy co do ceny zakupu nieruchomości w trakcie zawierania aktu notarialnego. Chodziło o zaniżenie o 100 tys. zł ceny domu w Woźnikach i obniżenie w ten sposób opłat towarzyszących transakcji.
Poza byłym prezydentem i sekretarzem Świętochłowic na ławie oskarżonych zasiądzie też zastępca prezydenta Mosia Czesław Ch., któremu prokuratura zarzuca żądanie łapówki od Beaty C. Według śledztwa, wiceprezydent domagał się trzeciej części wynagrodzenia za pracę wykonywaną przez tę kobietę oraz Patrycję F.-L. z tytułu umowy-zlecenia finansowanego przez wojewodę śląskiego. Później miał uzależniać podjęcie pozytywnej decyzji o przyznaniu należnego im wynagrodzenia od otrzymania łapówki.
Kolejnym oskarżonym jest członek zarządu Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Świętochłowicach. Piąty oskarżony to osoba, która nie pełniła żadnej funkcji publicznej - podał szef bytomskiej prokuratury, Artur Ott..
Z wyjątkiem Jolanty S.-K. oskarżeni nie przyznają się do zarzutów. Może im grozić maksymalnie do 10 lat więzienia.
Postępowanie w sprawie korupcji w świętochłowickim magistracie rozpoczęło się od doniesienia dwóch osób, zatrudnionych w gminnych spółkach. "Osoby te stwierdziły, że nie czują się komfortowo w sytuacji, kiedy zmuszane są do udzielania korzyści majątkowej. Nie bardzo wiedząc do kogo się zwrócić, trafili do ABW, która zainicjowała kolejne czynności w tej sprawie" - powiedział prok. Ott.
Te osoby, które same opowiedziały organom ścigania o korupcji, nie usłyszały zarzutów - skorzystały z klauzuli bezkarności.
Moś wraz z sekretarz miasta zostali zatrzymani przez ABW i aresztowani na początku tego roku. Sekretarz wyszła z aresztu w kwietniu. Prezydent został zwolniony na początku września.
W ostatnich wyborach Moś ubiegał się o reelekcję. Bezskutecznie - nie wszedł nawet do drugiej tury. W pierwszej poparło go 11,5 proc. głosujących.
Po aresztowaniu Mosia jego rodzina wyrażała opinię, że sprawa ma charakter polityczny, a zarzuty wobec niego nie potwierdzą się. Bliscy prezydenta apelowali do dziennikarzy, by podawali pełne nazwisko prezydenta.
Według córki prezydenta, Eugeniusz Moś był przed aresztowaniem od dłuższego czasu "nękany tajemniczymi telefonami" i zastraszany. Córka prezydenta zadeklarowała wpłatę 50 tys. zł na konto fundacji walki z korupcją, jeżeli sąd orzeknie "o bezwzględnej winie" prezydenta.