Piotr Lisiewicz został doprowadzony do sądu przez osoby przebrane za "funkcjonariuszy OMON" - w kaskach z nocników na głowach i w czarnych strojach z napisem OMON na piersi. Uczestnicy happeningu wznosili okrzyki "Anodina to Donalda jest dziewczyna" i "rusofob do łagrów".

Reklama

Jak powiedział przed wejściem do sądu Lisiewicz, jego strój to efekt zbliŻenia polsko-rosyjskiego - zwłaszcza jeśli chodzi o standardy traktowania opozycyjnych manifestacji. Jak przyznał, za swój czyn spodziewa się zesłania do łagru.

"Oszczędzam kosztów rządowi Donalda Tuska i Federacji Rosyjskiej. Mam własny strój więzienny, własną czapkę w sam raz do łagrów. Mam siekierę przygotowaną do karczowania tajgi. Sąd powinien to docenić: wiem, że robiłem źle, postępowałem haniebnie organizując rusofobiczne manifestacje" - powiedział.

Lisiewicz przed wejściem do budynku sądu na polecenie policjantów musiał oddać siekierę. Wcześniej, na sądowym parkingu dał pokaz rąbania tajgi.

Manifestacja przeciwko zatrzymaniu w Polsce czeczeńskiego premiera Ahmeda Zakajewa i rosyjskim żądaniom deportowania go do kraju Putina miała miejsce we wrześniu 2010 roku przed konsulatem rosyjskim i siedzibą PO w Poznaniu; wzięło w niej udział kilkadziesiąt osób.

Lisiewiczowi grozi kara aresztu, kara ograniczenia wolności albo grzywna.