Na karę 25 lat więzienia skazał w poniedziałek łódzki sąd okręgowy 29-letniego Damiana K., oskarżonego o podpalenie kamienicy w centrum Łodzi i zabójstwo trzech osób, które zginęły w pożarze. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Wyrok jest nieprawomocny.

Reklama

Damian K. ma także zapłacić ponad 206 tys. zł tytułem częściowego naprawienia szkody dla najbardziej poszkodowanych.

"Stała się rzecz straszna, za którą oskarżony ponosi odpowiedzialność. Sprawca spowodował swoim zachowaniem śmierć trzech osób, doprowadził do tego, że wiele osób straciło dorobek całego życia" - uzasadniał wyrok sędzia Dariusz Głowacki.

Prokurator domagał się dla oskarżonego kary dożywocia, obrona wnosiła o uniewinnienie i prawdopodobnie będzie odwoływać się od wyroku.

Był to drugi proces w tej sprawie. W pierwszym Damian K. został skazany na 14 lat więzienia. Sąd apelacyjny uchylił jednak tamten wyrok w części dotyczącej zabójstwa trzech osób, uznając, że kara jest zbyt łagodna. Za kilka innych podpaleń kamienic mężczyzna został już prawomocnie skazany na cztery lata więzienia.

W ponownym procesie oskarżony nie przyznał się do winy. Odwołał też wcześniejsze wyjaśnienia, w których przyznał się do spowodowania tragicznego pożaru; utrzymuje, że zrobił to jego znajomy.



Reklama

Sąd okręgowy skazując Damiana K. na 25 lat więzienia uznał jednak, że nie ma wątpliwości, że to oskarżony jest sprawcą podpalenia. Sędzia Dariusz Głowacki podkreślił, że był to czyn o wielkiej społecznej szkodliwości, a oskarżony miał świadomość, że w mieszkaniu są ludzie.

W ocenie sądu, gdyby nie to, że jedna osoba przypadkowo się obudziła i zaczęła wzywać pomocy mogło dojść do jeszcze większej tragedii, bo w kamienicy mieszkały wieloosobowe rodziny. Jako okoliczność obciążającą sąd uznał także motywy działania sprawcy, który podpalał - jak sam mówił - "z nudów, z głupoty, żeby się coś działo". I nawet po tak tragicznym pożarze dalej podpalał kolejne kamienice.

Jako okoliczność łagodzącą sąd przyjął fakt, że sprawca nie był do chwili zdarzenia karany i miał w nieznacznym stopniu ograniczoną poczytalność. I dlatego wymierzył mu karę 25 lat, a nie dożywotniego więzienia, o co wnioskowało oskarżenie.

Do serii pożarów w kamienicach przy ulicach Wschodniej i Pomorskiej w centrum Łodzi doszło między listopadem 2007 a marcem 2008 r. Prokuratura oskarżyła Damiana K. o co najmniej 10 podpaleń. Najtragiczniejszy w skutkach pożar wybuchł 22 grudnia 2007 r. w kamienicy przy ul. Wschodniej. Sprawca podłożył ogień na drewnianej klatce schodowej i poddaszu czteropiętrowej kamienicy. W pożarze zginęły trzy osoby - dwie kobiety i mężczyzna - mieszkające na poddaszu; dwie kolejne podtruły się dymem.

Kilkanaście rodzin straciło dach na głową. Sprawca po raz kolejny podpalił tę samą kamienicę kilka miesięcy później. Wówczas nikt nie zginął, ale straty materialne były ogromne. W sumie w wyniku tych dwóch podpaleń oszacowano je na ponad 2,5 mln zł. Wielu lokatorów straciło dorobek całego życia.

Mężczyznę zatrzymano w kwietniu 2008. Podczas przesłuchań zmieniał wyjaśnienia. Raz przyznawał się do podpalenia kamienicy; mówił, że podpalał, bo mu się nudziło i traktował to jako zabawę. Innym razem zaprzeczał i twierdził, że podpalał jego kolega. Biegli psychiatrzy orzekli, że mężczyzna ma obniżoną sprawność intelektualną i nieznacznie ograniczoną możliwość rozpoznania czynów.



W grudniu 2009 roku Sąd Okręgowy w Łodzi skazując Damiana K. na 14 lat więzienia wziął pod uwagę, że ma on w nieznacznym stopniu ograniczoną poczytalność i działał z zamiarem ewentualnym. Od wyroku odwołała się prokuratura i obrońca. Sąd apelacyjny uwzględnił odwołanie oskarżenia. Zdaniem SA wydając wyrok sąd pierwszej instancji nie uzasadnił, dlaczego wymierzył taką karę i zbyt duże znaczenie przypisał ułomnościom intelektualno-psychicznym oskarżonego.