W identyfikacji brał udział prokurator o nazwisku Rachmatulin (i nieczytelnym imieniu) oraz dwaj inni mężczyźni: Kubieko i Kiebanow. Obaj podali takie same imiona i imiona ojców (Aleksiej Władimirowicz).
Kubieko jako adres zamieszkania wymienił numer jednostki należącej do rosyjskiego Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych.
"Nasz Dziennik" postanowił znaleźć Kiebanowa pod wskazanym w protokole moskiewskim adresem jego zamieszkania. Okazało się, że nikt tam nie słyszał o podobnym człowieku.
Gazeta pisze, że najwyraźniej osoba wezwana do uczestniczenia w czynności okazania zwłok miała pojawić się w historii katastrofy smoleńskiej tylko raz i zniknąć.
- Może na miejscu upadku tupolewa nie było żadnego zwykłego cywila ani nawet mundurowego spoza tajnych organów, konkluduje "Nasz Dziennik".