Wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, Magdalena Merta powiedziała, że dowód osobisty męża, który otrzymała, to inny dokument niż ten na zdjęciu w aktach przesłanych przez Rosjan. "Jeden jest przedmiotem, który był przy mężu, drugi preparowano" - uważa.
O dokumentach Tomasza Merty, który zginął w katastrofie smoleńskiej, mówił także na konferencji prasowej w Sejmie pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy mec. Bartosz Kownacki. "Wielokrotnie porównywaliśmy dokumentację znajdującą się w aktach śledztwa i dowód osobisty, który otrzymała pani Magdalena Merta. Jak nic, są to dwa rożne dokumenty. Tzn. o tym samym zdjęciu, tym samym numerze serii, natomiast w dwóch różnych stanach - jeden z nich po prostu jest dowodem nadpalonym" - zaznaczył.
Według szefa parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza (PiS), informacje przedstawione przez Magdalenę Mertę to przykład "jeszcze jedno świadectwa fałszowania dokumentacji związanej z poległymi w Smoleńsku". Jak mówił na posiedzeniu zespołu, ta sprawa "wpisuje się w szerszy kontekst w ogóle matactw popełnionych na pewno przez Rosjan".
Merta tłumaczyła, że w dokumentach dotyczących jej męża, które Rosjanie przesłali "z opóźnieniem z góra rocznym, znajdują się rzeczy świadczące o tym, że te przedmioty zostały wyprodukowane czy też po prostu sfałszowane". "I w moim przekonaniu podłożone mojemu mężowi" - dodała. Wdowa podkreśliła, że w maju ub. roku w Mińsku Mazowieckim Żandarmeria Wojskowa oddała jej zestaw rzeczy odnalezionych, jak powiedziano, przy ciele jej męża.
"Natomiast miesiąc temu, mniej więcej w lipcu w każdym razie tego roku, przedstawiono mi zestaw przedmiotów i dokumentów, po których identyfikowano mojego męża, zestaw, który jest dokładnie rozbieżny z tym, co otrzymałam w Mińsku" - oświadczyła. Jak mówiła, to "są po prostu inne rzeczy, o których nie ma słowa w protokole odnalezienia zwłok czy późniejszego przeszukania".
"Jedynym punktem wspólnym w obu zbiorach przedmiotów jest dowód osobisty, co do którego ja się upieram, że nie jest tym samym dowodem. Że jeden jest rzeczywiście przedmiotem, który był przy moim mężu, a drugi jest przedmiotem, który preparowano po to, by komuś przypisać tę tożsamość" - powiedziała na konferencji prasowej w Sejmie.
Na późniejszym posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Merta tłumaczyła, że dowód osobisty jej męża "istnieje w dwóch wersjach". "Jednej - zniszczonej i najprawdopodobniej rzeczywiście odnalezionej na miejscu katastrofy, którą oddano mi rok temu w Mińsku i w drugiej wersji dziewiczo czystej, którą dysponują Rosjanie, a przynajmniej dysponują zdjęciami, bo nikt nam tego dokumentu nie pokazywał, tylko w aktach jest zdjęcie tego dowodu" - zaznaczyła.
Kownacki poinformował, że w sprawie dowodu zostało złożone zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa "w kierunku fałszowania dokumentacji śledztwa i utrudniania postępowania karnego przez stronę rosyjską". Jak dodał, śledztwo w sprawie dowodu zostało wszczęte, co "świadczy o wadze tej sprawy".
W środę Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała, że wszczęła śledztwo w sprawie zniszczenia dowodu osobistego należącego do wiceministra kultury Tomasza Merty, który zginął w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia zeszłego roku. "W dniu 23 sierpnia 2011 r., Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie wyłączyła z akt śledztwa prowadzonego w sprawie katastrofy smoleńskiej materiały do odrębnego postępowania w sprawie zniszczenia, bliżej nieustalonego dnia w okresie od 11 kwietnia do 12 maja 2010 r., przez nieustaloną osobę dokumentu, którym nie miała prawa rozporządzać, w postaci dowodu osobistego Tomasza Merty, poprzez nadpalenie - stopienie dolnej jego krawędzi" - poinformowała prokuratura wojskowa.