– Zamówiłam tabletki wspomagające odchudzanie od sprzedawcy, który reklamował się na jednym z portali ogłoszeniowych. Kosztowały blisko 600 zł. W paczce dostałam mydło – opowiada nam Kamila Krukowska z Warszawy. Jej przypadek nie jest odosobniony. Jak wynika z danych policji, przestępstwa internetowe są coraz powszedniejsze, szczególnie te związane z handlem sieciowym.
Jeszcze kilka lat temu włamania na serwery, wyłudzenia danych czy oszustwa na aukcjach internetowych były sporadyczne i traktowane jako ciekwawostki. W 1999 r. było ich łącznie zaledwie 380, w 2005 – 930. Tymczasem tylko w pierwszej połowie 2010 r. policja odnotowała 3700 podobnych przestępstw – dwuipółkrotnie więcej niż w tym samym okresie roku ubiegłego.
Coraz więcej skarg na sklepy internetowe napływa także do UOKiK. W zeszłym roku było ich 24 849, podczas gdy w 2009 – tylko około 18 tys. Przy tym do urzędu konsumenci skarżą się nie tylko na oszustwa, lecz także na łamiące ich prawa regulaminy sklepów czy opóźnienia w dostawach.
– A to i tak tylko wierzchołek góry. Do policji trafia kilka razy więcej zgłoszeń, tyle że nie zawsze są wystarczające dowody o popełnieniu przestępstwa lub nie zawsze funkcjonariusze wiedzą, jak zabrać się do ich zbierania – mówi Zbigniew Engiel z laboratorium informatyki śledczej Mediarecovery.
Reklama
Kamila Krukowska policjantom dostarczyła pełną korespondencję ze sprzedawcą, namiary na innych oszukanych i na samego sprzedawcę. – Na policjantach jednak musiałam niemalże siłą wymóc, aby wydali oświadczenie o rozpoczęciu postępowania i aby poczta mogła wstrzymać przelew – dodaje.
– Ale obecnie świadomość policjantów w tym zakresie jest znacznie większa niż jeszcze kilka lat temu – zapewnia Engiel. Dodaje, że powszechność tych przestępstw powoduje, iż funkcjonariusze nie mogą się już uchylać od ich ścigania i coraz częściej przechodzą szkolenia z tego, jak walczyć z e-oszustwami.