Prezes firmy Korporacja Wschód Sp. z o.o., produkującej detektory MO-2M, wyjaśniał w rozmowie z fakt.pl sposób działania urządzenia. - Specjalnie zawęziliśmy spektrum substancji poddanych detekcji, by nasze urządzenie pokazywało tylko pary materiałów wybuchowych. Wycięliśmy więc np. azotan amonu, którego można użyć do wybuchu, ale potrzebna byłaby tu duża ilość substancji.

Reklama

W opisie charakteryzującym detektor można wyczytać, że używa się go przy kontroli bagażu, ubrań itp. na lotniskach, w pociągach czy obiektach administracji państwowej na obecność materiałów wybuchowych. Urządzenie analizuje powietrze zasysane z powierzchni badanego obiektu.

O tym, że detektor MO-2M miał zostać wykorzystywany przez polskich biegłych na miejscu katastrofy smoleńskiej, pisał m.in. serwis niezalezna.pl. Informacje potwierdziła Naczelna Prokuratura Wojskowa.

O znalezieniu trotylu na wraku tupolewa informowała "Rzeczpospolita". Później gazeta ze swej publikacji się wycofała, doniesienia dementowała również prokuratura, precyzując, że znalezione zostały ślady materiałów wysokoenergetycznych. Jednak na ostateczne potwierdzenie tego, skąd pochodzą, potrzeba jeszcze pół roku badań.