Na stronie Poland.gov.pl, należącej do MSZ w zakładce "literatura" ocenzurowano wiersz Zbigniewa Herberta "Przesłanie Pana Cogito" - podaje niezalezna.pl. Ze środka utworu został usunięty fragment o "zdradzonych o świcie".
Pierwszy o sprawie napisał "Tygodnik Lisickiego" na swoim facebookowym profilu. Wiersz Herberta umieszczono w wersji "okrojonej".
W tej chwili na stronie poland.gov.pl można przeczytać tylko kilka wersów wiersza, reszta jest do odsłuchania.
Niezależna.pl podaje, że fragment, który zastąpiono znakiem "(...)", to:
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
Kilkadziesiąt minut po publikacji informacji o "cenzurze" MSZ wstawiło cały wiersz i tak tłumaczyło się z wpadki: Osoby aktualnie zajmujące się redagowaniem portalu poland.gov.pl nie pracowały wówczas w MSZ i nie mają wiedzy na temat tego, dlaczego opublikowano wiersz w niepełnej formie. Jednocześnie zwracamy uwagę, że publikacja całych utworów w internecie wymaga zgody autora lub spadkobiercy jego praw autorski
Komentarze (31)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTy jednak jesteś wyjątkowo cięzkim idiotą
O tym, że wśród polskich dyplomatów, którzy przyznali się do współpracy ze służbami komunistycznymi, obecnie w MSZ zatrudnionych jest 131 osób, parlamentarzyści dowiedzieli się m.in. od wiceszefowej resortu Grażyny Bernatowicz-Bierut (Bierut-Bernatowicz) na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych 29 sierpnia 2012 r. Ile spośród odwołanych z konsulatu w Łucku osób współpracowało i dlaczego resort nie weryfikował obsady placówek?
Czerwona dynastia Bierutów w dyplomacji
Wśród dyplomatów III RP nie zabrakło piastujących wysokie stanowiska urzędników powiązanych z rodziną Bierutów. Krzysztof Górecki tak pisał w "Naszej Polsce" z 30 sierpnia 2005 r. o najsłynniejszej postaci z tego rodu wśród dyplomatów RP: "Maciej Górski -ambasador RP w Atenach, to nieślubny syn Bieruta i jego sekretarki Wandy Górskiej, aktywistki PPR. Kreator i propagandysta stanu wojennego, znany z wystąpień u boku Urbana, któremu prowadził konferencje prasowe, szef Interpressu. W Rzymie, gdzie był jeszcze do niedawna ambasadorem, nie należał do najbardziej zapracowanych dyplomatów. Zajmował się jedynie goszczeniem partyjnych i wojskowych prominentów SLD w prywatnym charakterze nieprzerwanie wizytujących Rzym. Stąd nasza ambasada nazywana była 'Pensjonat Rubens'(leży przy via Rubens). Oprócz pełnienia funkcji szefa pensjonatu zajmował się także kolekcjonowaniem... talonów na benzynę. Na swoje nazwisko zarejestrował pięć samochodów i pobierał z MSZ Włoch talony, które pokątnie z zyskiem spieniężył za - bagatela – kilkanaście tysięcy euro. Po powrocie z Rzymu mianowany wiceministrem obrony narodowej ds. polityczno-wychowawczych (sic!). W Atenach przejmuje schedę po innym współpracowniku Urbana - Grzegorzu Dziemidowiczu". Macieja Górskiego ze stanowiska ambasadora w Atenach odwołano w marcu 2006 r.. Krzysztof Górecki pisał w "Naszej Polsce" z 30 sierpnia 2005 r. o bratanku Macieja Górskiego -Adamie Kobierackim, w MSZ od 1982 r., od 1991 r. stałego przedstawiciela RP przy Biurze Narodów Zjednoczonych i Organizacjach Międzynarodowych w Wiedniu, a od 1997 r. szefa Misji RP przy OBWE w Wiedniu. Górecki przypomniał również postać Grażyny Bernatowicz-Bierut - ambasador RP w Madrycie, przedtem m.in. dyrektor Departamentu Integracji Europejskiej, a później (i obecnie, w rządzie Donalda Tuska) wiceminister spraw zagranicznych. Jej mężem jest dziennikarz Marek Bierut (Bolesław Bierut był jego stryjem). Wspomniany dziennikarz w stanie wojennym "reaktywował" "Rzeczpospolitą", później był jej korespondentem w Sztokholmie. Według tekstu S.H. Wilka, do r. 1989, gdy ktoś w MSZ nieopatrznie zatytułował ją "panią Bernatowicz", niezmiennie poprawiała go, groźnie wykrzykując: "Bierut-Bernatowicz" (czy "Bernatowicz-Bierut").
Depolonizacja Polonii przez MSZ
Polskie placówki konsularne nie zasypiają gruszek w popiele. Prowadzą politykę polonijną, za którą stać muszą władze w Polsce, bo przecież konsulaty czy ambasady to nie są instytucje autonomiczne. Obecnie zaobserwować można bardzo niepokojące zjawisko, które wpisuje się w program depolonizacji Polonii. Już rok temu w jednej ze szkół mówiono mi o tym, że Warszawa naciska, żeby nauczanie ograniczyć tylko do języka polskiego, a zrezygnować z nauczania historii. W świetle kolejnych posunięć rządu wszystko staje się jasne. Szkoły polskie w Stanach Zjednoczonych zostały zasypane ofertami pomocy finansowej ze strony MSZ. Z kolei placówki edukacyjne i przedsięwzięcia kulturalne na Wschodzie, z natury biedniejsze, tej pomocy zostały pozbawione. Praktycznie oznacza to, że placówki polskie na Wschodzie upadną, natomiast te na Zachodzie - sukcesywnie przechodzić będą pod kontrolę władz z Warszawy. Kto płaci, ten wymaga - najpierw będą to wymagania programowe, a potem personalne. Amerykańskie szkoły polonijne cieszyły się dużą autonomią, ponieważ bazowały na własnych finansach, na własnej kadrze, na własnych podręcznikach, które albo w ogóle były pisane na miejscu, albo też zamawiane były z Polski, ale wedle określonych kryteriów, wśród których na plan pierwszy wysuwał się patriotyzm. Teraz mogą to być podręczniki nowoczesne, takie, z jakich uczy się młodzież w Polsce, czyli pozbawione patriotyzmu, a rozbite na chaotyczne wątki z odcieniem antypolonizmu i antykatolicyzmu. Najprawdopodobniej Warszawa przyśle też swoich nauczycieli, odpowiednio "wyszkolonych". Jest czego się obawiać. Najważniejsze, żeby rodzice, nauczyciele i dyrektorzy szkół zdali sobie sprawę z zagrożenia, które na dalszą metę doprowadzić może do upadku polonijnego szkolnictwa. Jeżeli szkoły nie będą patriotyczne, to polscy rodzice nie wyślą tam swoich dzieci, przymusu przecież nie ma.
youtube Ci odpowie.
*
i tych wszystkich/ tym wszystkim co z michnikiem zwiazani /e )...
Hej !-
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoje siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na morze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
Około 150 Polaków zamordował w kolonii Parośla I na Wołyniu oddział, uznany za pierwszą sotnię Ukraińskiej Powstańczej Armii. Zbrodnia, której dokonano 9 lutego 1943 roku, była pierwszym masowym mordem na ludności polskiej, popełnionym przez UPA.
Dowódcą oddziału, który zamordował mieszkańców koloni Parośle I, był Hryhorij Perehiniak „Dowbeszka-Korobka”, skazany przed 1939 r. za zabójstwo sołtysa-Polaka. Odsiadywał wyrok wraz ze Stepanem Banderą, przywódcą krajowego kierownictwa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i znajdował się wówczas pod jego wpływem.
Oddział „Dowbeszki-Korobki” wszedł do Parośli przedstawiając się jako oddział partyzantki sowieckiej. Mieszkańców przekonano, by położyli się na podłodze w swoich domach i pozwolili się związać. Dzięki temu mieliby uniknąć podejrzenia i zemsty Niemców za „dobrowolne” goszczenie i karmienie partyzantów.
„Nawet jeśli niektórzy Polacy mieli wątpliwości co do intencji „sowieckich partyzantów” to i tak sterroryzowani nie byli w stanie stawiać oporu” - pisze Grzegorz Motyka w książce „Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”. Związanych Polaków zamordowano siekierami, nie oszczędzając kobiet i dzieci. Z rzezi ocalało 12 rannych osób.
Ukraińska Powstańcza Armia, kierowana na Wołyniu przez Dmytrę Kljaczkiwśkiego („Kłym Sawur”) i Iwana Łytwyńczuka („Dubowyj”) dokonywała masowych zbrodni na ludności polskiej. Zabijano nierzadko z niebywałym okrucieństwem. W mordowaniu Polaków brała również udział okoliczna ludność ukraińska, bywało, że pod przymusem. Były też przypadki ratowania Polaków przez Ukraińców, narażających w ten sposób swoje życie.
Największe nasilenie zbrodni miało miejsce 11 i 12 lipca 1943 r. Mordów dokonano wówczas w 150 miejscowościach powiatach włodzimierskiego, horochowskiego i kowelskiego. Zabijano również ludzi zgromadzonych na mszy w kościołach. Tak było m. in. w Kisielinie i Porycku. Do największych masakr ludności polskiej dokonanych przez UPA na Wołyniu doszło m.in. w Janowej Dolinie (ok. 600 zabitych), Woli Ostrowieckiej (572-620 zabitych), Ostrówkach (476-520 zabitych).
Według Ewy i Władysława Siemaszków, badaczy zbrodni UPA na Wołyniu, w latach 1943-1944 zamordowanych zostało, co najmniej, 33 tys. Polaków, lecz najbardziej prawdopodobna liczba ofiar wynosi 50-60 tysięcy.
Masowych mordów dokonywała UPA na ludności polskiej także na terenach dawnej Galicji Wschodniej (do 1939 r. województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie). Zaczęły one narastać od lutego 1944 r. Do akcji wypędzania Polaków, palenia wsi połączonego z mordowaniem mieszkańców UPA przystąpiła na wiosnę 1944 roku. Zbrodni dokonano m.in. w Podkamieniu (100 – 150 zabitych), Berezowicy Małej (130 ofiar), Lipnikach (180 ofiar). Oprócz UPA zbrodni na Polakach dopuszczali się Ukraińcy z 4 pułku policyjnego SS należącego do dywizji SS Galizien (m.in. w Hucie Pieniackiej - około 1000 ofiar, w Chodaczkowie Wielkim – 832 zamordowanych). Według Grzegorza Motyki na terenie dawnej Galicji Wschodniej zamordowano 30-40 tysięcy Polaków. Łączna liczba Polaków zabitych przez ukraińskich nacjonalistów wynosi najprawdopodobniej około 100 tysięcy. Grzegorz Motyka w książce „Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła” stwierdza, że akcja antypolska UPA była czystką etniczną, która jednocześnie spełnia definicję ludobójstwa.