Uwięzieni górnicy znajdują się na głębokości około kilometra. Wstrząs w Polkowicach trwał krótką chwilę - kilkanaście sekund - ale był mocno odczuwalny na powierzchni. Amerykańskie sejsmografy zanotowały wstrząs o sile 4,7 w skali Richtera.
Czwórka górników, która zdołała wydostać się na powierzchnię, trafiła do szpitala w Lubinie. Jak podają lokalne media, są poturbowani. Jednego z nich trzeba było wynosić na noszach.
Jak mówił Informacyjnej Agencji Radiowej rzecznik prasowy KGHM Polska Miedź Dariusz Wyborski, wstrząs był odczuwalny również na powierzchni. Dodał, że na dole mamy do czynienia z podobnym efektem, jaki powstaje po zdetonowaniu dużego ładunku wybuchowego. Jest fala uderzeniowa, czasami na tyle silna, że kilkutonowe maszyny zostają przesunięte albo przewrócone i uszkodzone.
Wiadomo, że zerwane zostały wszystkie linie łączności. W odgruzowywaniu zawału pomagają górnicy, którzy znajdowali się w pobliżu - podaje serwis miedziowe.pl. Do akcji ratowniczej skierowano pięć zastępów górniczych, czyli 25 osób. Zdecydowano, że akcja ratunkowa będzie prowadzona od strony kopalni "Polkowice-Sieroszowice".
Rzecznik KGHM wyjaśnił, że większość prac w kopalni "Rudna" jest zmechanizowana, górnicy pracują w specjalnie wzmocnionych kabinach, które dają im szanse na uniknięcie obrażeń.
Mieszkańcy Dolnego Śląska, a w szczególności miast leżących niedaleko Polkowic, podkreślają w wypowiedziach na forach internetowych, że tak silny wstrząs nie był odczuwalny od bardzo dawna. Futryny w oknach trzeszczały, i to uczucie, że wszystko pod tobą faluje, żyrandole się bujają - opisywała mieszkanka Głogowa. Wstrząs był odczuwalny - poza Polkowicami i Głogowem - także w Bolesławcu, a nawet w Legnicy.