- Celem ćwiczenia jest sprawdzenie stanu przygotowania Sił Odpowiedzi Sojuszu Północnoatlantyckiego - tłumaczy minister obrony Tomasz Siemoniak.

Polska w trakcie dyskusji zwracała uwagę, że jest to forma sprawdzianu dla natowskich wojsk i tego, jak sojusz ma wyglądać po 2014 roku, gdy zakończy się misja w Afganistanie.

Reklama

Dlatego w trakcie manewrów w Polsce przećwiczone zostaną działania w ramach artykułu 5. Chodzi o kolektywną obronę terytorium państwa członkowskiego, które zostaje zaatakowane przez wrogi kraj - wyjaśnia szef Sztabu Generalnego, generał Mieczysław Gocuł.

"Państwo czerwone" zgłasza żądania terytorialne wobec kraju członkowskiego NATO, wkrótce potem atakuje. W odpowiedzi na to Sojusz Północnoatlantycki wysyła oddziały i przeprowadza akcję zbrojną.

Szef MON uspokaja od razu, że scenariusz nie jest wymierzony w żadne konkretne państwo. Minister Siemoniak nie obawia się również, że nasi wschodni sąsiedzi - z Rosją na czele - odbiorą te ćwiczenia, jako zagrożenie.

- Tydzień temu odbyło się w Brukseli spotkanie NATO-Rosja, wszelkie aspekty manewrów były wielokrotnie omawiane i wyjaśniane - powiedział szef MON.

Podobne ćwiczenia mają się w NATO odbywać co dwa lata. W obecnych uczestniczą w sumie 22 państwa sojusznicze oraz 3 partnerskie, czyli Szwecja, Finlandia i Ukraina.

Polska wystawiła do manewrów około trzech tysięcy żołnierzy i prawie połowę sprzętu, potrzebnego do realizacji planowanych zadań. W naszym kraju odbędą się najważniejsze części ćwiczeń, czyli działania bojowe. Będą one przeprowadzane na poligonie w Drawsku Pomorskim. Manewry zakończą się 9 listopada.