Dlaczego Polska powinna rozważyć zakup tureckiego helikoptera uderzeniowego T-129 ATAK?
Muharrem Dörtkaşli: Odpowiedź na to pytanie jest prosta. W swojej klasie jest to najlepszy, najbardziej ekonomiczny i najbardziej zaawansowany technicznie śmigłowiec. Poza tym chcemy kooperować z polskim przemysłem zbrojeniowym.
Ale przecież ATAK może unieść znacznie mniej niż konkurenci, jest też lżejszy od maszyn, które prawdopodobnie wystartują w przetargu na program Kruk.
Reklama
Opowiem, dlaczego Turcja wybrała ten helikopter. Mamy silną armię, helikopterów uderzeniowych używamy od ponad 25 lat, a nasi wojskowi to bardzo wymagający klienci. Konstruując ATAKA, spędziliśmy sześć lat nad tym, by jak najlepiej go dopasować do naszych zróżnicowanych warunków geograficznych. Proporcje między masą, prędkością i zwrotnością w naszym produkcie są optymalne. Bazowaliśmy na włoskim helikopterze Mangusta, teraz mamy rozwiązanie czysto tureckie, ze znikomą liczbą części zagranicznych. Mamy zupełnie nowe, dużo mocniejsze silniki, awionikę, systemy obserwacyjne, broń i wiele innych elementów. Znam konkurencję – startujemy wspólnie w różnych przetargach i wiem, że nasz produkt jest najlepszy i najbardziej opłacalny ekonomicznie. Mówimy tutaj zarówno o kosztach zakupu, jak i dalszego utrzymania maszyny. Nasz helikopter to odpowiedź na wymagania współczesnego pola walki, pozostałe konstrukcje były zaprojektowane wiele lat temu.
Reklama
To dalej nie wyjaśnia, dlaczego mielibyśmy kupować helikopter znacznie mniejszy od tych, które oferuje konkurencja.
ATAK ma maksymalną masę startową wynoszącą pięć ton. Ale uzbrojenie, które może przenosić, jest praktycznie takie samo jak konkurencji. Możemy zamontować na nim podobną liczbę rakiet powietrze – ziemia czy powietrze – powietrze, np. 16 rakiet precyzyjnego naprowadzania. Proszę pamiętać, że misje helikopterów trwają nie dłużej niż dwie–trzy godziny, a naprowadzenie jednej takiej rakiety zajmuje kilka minut. Transport tak dużej ilości sprzętu i tak się nie przyda, my postawiliśmy na zwrotność. Nasz produkt to optymalizacja na linii atak – obrona, mamy i dobry miecz, i świetną tarczę. ATAK jest bardzo cichy, co jest istotne, jeśli chce się zaskoczyć przeciwnika. To nie jest helikopter transportowy, tylko uderzeniowy. Tak jak konkurencja możemy szybko podlecieć na miejsce misji, wystrzelić pociski i wrócić do bazy. Różnica polega na tym, że jesteśmy bardziej efektywni zarówno pod względem sprawności, jak i ekonomicznym.
Jak na razie nikogo poza turecką armią do tej konstrukcji nie przekonaliście.
Pierwszy kontrakt podpisaliśmy w 2007 r., pierwsze egzemplarze dostarczyliśmy w ubiegłym roku. By sprzedawać taki produkt, najpierw musi go używać armia kraju, gdzie jest produkowany, i nam się to udało. Ale prowadzimy zaawansowane rozmowy z kilkoma państwami, które są bardzo zainteresowane naszym śmigłowcem. My doskonale potrafimy przygotować nasz produkt pod konkretne potrzeby klientów.
Czy są wśród nich państwa NATO?
Nie. Mam nadzieję, że pierwszym poza Turcją krajem NATO używającym T-129 będzie właśnie Polska.
Wspominał pan o kooperacji z polskim przemysłem. Jak ona mogłaby wyglądać?
Nie wiemy jeszcze, jakie są oczekiwania polskiego rządu w związku z programem Kruk, ale jesteśmy bardzo otwarci na polskie potrzeby, nasze branże zbrojeniowe są do siebie podobne. Podpisaliśmy już porozumienie z polskimi firmami Mesko, WCBKT, WZL1 i ITWL, widać więc, że kiedy mówię o polonizacji, jest ona dla nas rzeczywistym wymogiem, a nie pustym frazesem. Będziemy dalej rozmawiać z polskim przemysłem, liczymy na kolejne pozytywne rezultaty. Wiemy, że Polska używa pocisków Spike, które były w przeszłości zintegrowane z tureckimi helikopterami. Tutaj też jest obszar do współpracy.
Podobne to były 15 lat temu. Teraz turecki przemysł zbrojeniowy wyprzedza nas o lata świetlne.
Wasz przemysł staje się coraz bardziej zintegrowany z zachodnimi strukturami zbrojeniowymi. Macie dobrą infrastrukturę, a my jesteśmy gotowi, by dzielić się naszymi doświadczeniami. Kluczem do naszego sukcesu było to, że bardzo mocno bazowaliśmy na naszych inżynierach, stawialiśmy na nasze własne rozwiązania. Albo unowocześnialiśmy pomysły naszych partnerów, których mamy bardzo wielu. Mamy również wiele programów współpracy z uniwersytetami i politechnikami oraz własne centrum szkoleniowe, gdzie szkolimy młodych inżynierów.
Turcja leży w trudnym regionie, dlatego musimy mocno inwestować w armię.
Większość tureckich firm zbrojeniowych jest zarządzanych przez państwo. To pomaga czy przeszkadza w rozwoju?
Właścicielem większości dużych tureckich firm zbrojeniowych są publiczne fundacje, które powstały w wyniku publicznych zbiórek wśród społeczeństwa tureckiego. Część jest notowana na giełdzie. To zapewnia stabilność i ułatwia współpracę – bo to są tak naprawdę spółki siostry.