Arkadiusz Ł., którego prokuratura podejrzewa o bycie szefem "mafii wnuczkowej", która wyłudzała pieniądze od starszych ludzi, udając ich krewnych, ukrywał się przez dwa lata. Gdy wpadł w ręce policjantów z CBŚ, stanął przed sądem, bo prokuratura złożyła wniosek o areszt. Sędzia zdecydowała jednak, że mężczyzna powinien zapłacić 300 tys. złotych poręczenia i meldować się pięć razy w tygodniu na komisariacie.
I tu, jak informuje Radio ZET, pojawia się problem. Przestępca zniknął od razu po wyjściu z sądu. Nie miał stałego meldunku i podał kilka adresów zamieszkania, nie wiadomo więc, jak dostarczyć mu postanowienie o tym, na którym komisariacie ma się meldować. Do tego nie odebrano mu paszportu - dokumentu nie udało się nigdzie znaleźć. Arkadiusz Ł. otrzymał tylko zakaz opuszczania kraju. Prokuratura już złożyła zażalenie na postanowienie sądu tak, by mężczyzna mógł trafić do aresztu.
Mężczyźnie zostały przestawione zarzuty oszustw mienia znacznej wartości. Grozi mu za to do 10 lat pozbawienia wolności. Zatrzymanie Ł. ma związek z rozbiciem zorganizowanej grupy oszustów wykorzystujących metodę "na wnuczka", działających w Niemczech, Szwajcarii i Austrii. W ubiegłym roku policjanci warszawskiego CBŚP zatrzymali kilkanaście osób powiązanych z "Hossem", które trudniły się oszustwami na wnuczka w Niemczech, Szwajcarii i Austrii.
W czerwcu 2015 r. w związku z licznymi przestępstwami, do których dochodziło w Niemczech, Austrii i Szwajcarii został powołany międzynarodowy zespół śledczy składający się z policjantów CBŚP i polskich prokuratorów w Warszawie, a ze strony niemieckiej ich odpowiedników w Monachium. W ciągu niespełna 1,5 roku funkcjonariusze CBŚP we współpracy z policją niemiecką zatrzymali 22 osoby. Obrona Arkadiusza Ł. ps. Hoss, zapewnia, że mężczyzna wielokrotnie chciał współpracować z organami ścigania i deklarował złożenie wyjaśnień.