O zatrzymaniach w sprawie zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów, syn byłego premiera, Andrzej Jaroszewicz usłyszał z telewizji. - Dzwoniła też moja pełnomocniczka. Jestem bardzo wdzięczny śledczym, ale mam wrażenie, że prokuratura za szybko ustawia wszystko pod kątem napadu rabunkowego. Przecież z domu prawie nic wartościowego nie zginęło. Na wierzchu zostały srebra, bardzo wartościowe obrazy, kosztowności. Zwykli złodzieje, by tego nie zostawili. Do tego ojciec był długo maltretowany. Kilka godzin go męczyli. Nie torturuje się człowieka tak po prostu, nie w tym przypadku - mówi Jaroszewicz "Wirtualnej Polsce".
Według syna Piotra Jaroszewicza to było morderstwo na zlecenie. - Ktoś tych ludzi wynajął - twierdzi.
W rozmowie pojawia się też wątek zaginionych dowodów, które kilka miesięcy temu odnalazł dziennikarz Tomasz Sekielski. - Rzeczy ojca i jego żony oddano mojemu przyrodniemu bratu Janowi. Trzymał je od siedmiu lat. Odnalazł je dziennikarz. Czy gdyby pani miała takie rzeczy, to bałaby się zajrzeć do tego ogromnego pudła? Mam wątpliwości - mówi Andrzej Jaroszewicz.
Zarzuty zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów usłyszało trzech podejrzanych; dwóch z nich przyznało się do winy. Prokuratorzy i policjanci dokonali przełomu w tej sprawie – poinformował w środę podczas briefingu w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Na ślad sprawców zabójstwa natrafiła krakowska prokuratura w toku śledztwa dotyczącego porwań dla okupu.
Jak poinformowała w środę Prokuratura Krajowa, dzięki intensywnej pracy prokuratorów ustalono, że napadu rabunkowego na dom małżeństwa Jaroszewiczów w Aninie dokonali: Dariusz S., Marcin B. oraz Robert S. "Z zebranych dowodów wynika, że podejrzani włamali się do domu byłego premiera i jego żony, obezwładnili ich i brutalnie znęcali się nad nimi. Działając wspólnie i w porozumieniu, zabili Piotra Jaroszewicza. Zabójstwa jego żony dopuścił się następnie Robert S." – poinformowała PK.