Informację o tym, że komar tygrysi jest już w Polsce jako pierwszy podał "Dziennik Zachodni". Powołał się przy tym na fotografię dr. Antoniego Winiarskiego. Emerytowany pracownik Uniwersytetu Śląskiego zrobił owadowi zdjęcie w Katowicach.
"Byłoby to pierwsze potwierdzenie pojawienia się komara tygrysiego w Polsce, wiadomość niepokojąca, ponieważ ten komar znany jest z przenoszenia wielu groźnych chorób, takich jak denga, żółta febra czy gorączka zachodniego Nilu", biły na alarm także inne media.
Dziennik.pl postanowił sprawdzić, czy widoczny na zdjęciu owad to faktycznie komar tygrysi. W tym celu zadzwoniliśmy do prof. Stanisława Ignatowicza, wykładowcy SGGW.
- On nawet nie przypomina komara azjatyckiego. Nie ma wyraźnego czarno-białego paskowania na tułowiu i odwłoku. Brakuje mu też wyraźnych białych plamek na odnóżach – uspokaja.
- A możliwe, żeby w ogóle komar tygrysi dotarł do Polski? - dopytujemy.
- Tak, a potwierdzają to angielskie wyniki badań. Komary mogą się np. dostać do samolotu razem z pasażerami i razem z nimi opuścić maszynę. Takie przypadki zawleczenia egzotycznych komarów odnotowano właśnie w pobliżu międzynarodowych lotnisk wokół Londynu.
- A w Polsce?
- W Polsce badania nad komarami są bardzo mizerne; nie prowadzi się podobnych obserwacji.
- Jest się więc czego bać?
- Na razie nie. Ostatnie doniesienia – dotarły do mnie też informacje, że złapano komara tygrysiego także w Sosnowcu – wymagają niezależnego potwierdzenia np. przez Muzeum i Instytut Zoologii PAN w Warszawie.
- Ale przecież potwierdzone są już przypadki pojawienia się komara tygrysiego w Bułgarii?
- Nie tylko. Został zawleczony, przezimował, a jego populacje utrwaliły się w południowej Hiszpanii, Francji, we Włoszech, w południowo-zachodniej części Niemiec i w wielu miejscach państw bałkańskich. Jak na razie tylko pojedyncze sztuki widziano także w Austrii, w Republice Czeskiej i na Słowacji - kwituje wykładowca SGGW.